— Nie. Znaczy... Nie, że nie chcę, ale nie umiem... — zaczęłam się plątać, mówiąc i nadmiernie wplątując w wypowiedź słowo "nie". Spuściłam przepraszająco głowę zażenowana sama sobą oraz swoją nieumiejętnością składania zdań. — Albo... Zatańczyłbyy...ś..? — wydukałam, unosząc wzrok na twarz chłopaka. Ponownie dostrzegłam niewielki uśmiech na bladym "pyszczku".
Zgodnie za przykładem innych stanęliśmy po przeciwnych stronach sali. Przeleciałam oczami po innych dziewczynach. Te zaczęły wykonywać obroty. Chcąc nie spartaczyć, starałam się powtórzyć ich ruchy. Jednak fajtłapstwo, to jednak fajtłapstwo. Jako rasowy, taneczny nieudacznik, nastąpiłam jednej z panien na sukienkę. Mając poruszający kawałek materiału pod stopą, wywróciłam się, a po krótkiej chwili leżałam jak długa na ziemi, mając wgląd na kryształy znajdujące się na suficie. Usiadłam, po czym szybko przysunęłam się do ściany, aby nie przeszkadzać tańczącym. Przez krótki czas obserwowałam ruch kolorowych ubrań. Gdy muzyka ucichła, wstałam w celu odnalezienia Yevgeniego. Błądziłam wzrokiem po gościach, wypatrując brązowowłosego. W między czasie na salę wkroczyła służba wraz z dużym tortem bez przesadnych dekoracji, jak w większości tego typu ciast. Król lub też cesarz — grzyb wie, w końcu nadal nie byłam obeznana z tematem — zaczął wygłaszać swoją dosyć przydługawą przemowę. Ironią było to, że gdzieś wkleił słowa, że nie zamierza nas przynudzać, chociaż niektórzy mieli już wyraźnie dość jego gadania. Znudzona prawieniem cicho wędrowałam po sali. W ostateczności zatrzymałam się obok odnalezionej "zguby". Mimo iż znałam nastolatka tylko chwilę, zdążyłam polubić go bardziej niż niejednego człowieka. Miło, czyż nie? Pomijając to — warto też mieć znajomych z innych wymiarów, uniwersów, czy jak zwał, tak zwał. Zastrzygłam zadowolona uszami. Po dłuższej chwili monarcha przestał mówić, a zamiast tego zaprosił każdego do spróbowania dużego ciasta. Tłumek ludzi zaczął się wokół niego gromadzić, by jak najszybciej dostać słodkość. Ukrojone kawałki rozdawali jednak tylko i wyłącznie służący, zaczynawszy od stojących najdalej. Po pewnym czasie jeden z nich podszedł do nas, aby wręczyć nam talerzyki z małymi widelcami, na których położone były części tortu.
— Przepraszam, że tak za tobą chodzę, ale znajome osoby gdzieś poznikały, a nie chcę siedzieć sama... — mruknęłam cicho w stronę stojącego obok chłopaka. Wpatrzyłam się uważnie w dany mi talerzyk. Wzięłam widelec w dłoń, po czym oderwałam dziwnie wyglądający fragment placka. Wpakowałam go do ust. Gorzkie. Bardzo.
— Nie ma za co przepraszać, rozumiem. — Yevgeni znowu się niepewnie uśmiechnął. Wystawiłam przyjaźnie język. Chyba przeżyjemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz