Dobra, torebka jest, sukni jeszcze nie przydeptałam, także mogę dalej stać i udawać, że mnie tutaj w ogóle nie ma. No, może jestem, ale tylko w niewielkim stopniu. Myślami zdążyłam zabłądzić już do jednorożców i latających po łące kotków. Grunt, że bal dopiero się zaczął, a mnie i tak nikt nigdy nie zaprosi do zabawy. Jeszcze tylko parę godzin obserwowania nachlanych ludzi, robiących z siebie pajaców. Dobra, na razie nie jest jeszcze, aż tak źle, dopiero parę, czy paręnaście osób (to moje niezawodne oko...) zdążyło wstawić się już po piwach i nawet jeden z nich chrapał smacznie pod stołem (o ile mój wzrok był niezawodny...).
— Mogłabym prosić wodę...? — Uśmiechnęłam się leciutko, podając młodemu chłopakowi szklankę, w której już niestety zabrakło picia. — Wodę, nie wódkę w miarę możliwości. Istnieje niewielka, aczkolwiek istotna różnica. — Uniosłam brew, gdy wyciągał już butelkę z trunkiem. Szybko jednak poprawił się i wyciągnął butelkę gazowanej. Napełnił naczynie do połowy i podał mi ją bez słowa z lekkim naburmuszeniem na twarzy. Skwitowałam to krótkim "Dziękuję bardzo" i z ulgą odeszłam na swoje stałe miejsce. Stałe to znaczy to, które zajmuje mniej więcej od początku imprezy, obserwując znajomych, bądź nieznajomych ludzi. Jednym, albo raczej dwoma słowami: podpierałam ścianę.
Chwilkę sączyłam picie w zamyśleniu i ocknęłam się, dopiero gdy część zawartości szklanki wylała się na moją sukienkę. Syknęłam w duchu, przypatrując się, jak woda szybko wsiąka w materiał. Zajęło mi sporo czasu, zanim znalazłam odpowiednią. Długo musiałam nachodzić się po sklepach w poszukiwaniu tej jedynej. Purpurowa z amerykańskim dekoltem. Co prawda nie wydałam na nią zbyt wiele pieniędzy, ale mimo wszystko nie chciałabym, by uszkodziła się już na sam start. Może kiedyś mi się jeszcze przyda. Najwyżej pójdzie na szmatę za pięć, czy sześć lat, gdy uznam, że będzie mi już niepotrzebna. Albo i wcześniej, o ile przetrwa bal, co powinno być dość wykonalne.
Z roztargnieniem poprawiłam niesforny kosmyk włosów, który jeszcze przed chwilą był w koku.
Dobra, Hannah, czas wziąć się za siebie, może znajdziesz sobie jakiegoś towarzysza, który będzie w stanie przetrwać z takim nudziarzem jak ty, choć pięć... nie, trzy minuty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz