Na Cesarza, to się skończy tragicznie, doprawdy tragicznie. Ja i taniec to najgorsze połączenie na świecie. Za jakie grzechy?
Poprowadziłem dziewczynę na parkiet, mając wrażenie, że w każdej chwili runę do przodu, ale starałem się utrzymać na twarzy słaby uśmiech. Wymamrotałem ciche ostrzeżenie, że słabo tańczę i dodałem do tego przeprosiny za wszelkie możliwe obrażenia [nie powiem, bardzo optymistycznie nastawiam pannę do siebie].
Na początku, pomimo nerwowości i niemałej nieporadności, jakoś nam szło, przez co w czarnym kłębku negatywnych emocji pojawiło się parę kolorowych, nieśmiałych, wesołych nici. Za wcześnie zacząłem się cieszyć, ponieważ zaraz zaczęło się przydeptywanie palców, wpadanie na inne pary i paniczne przepraszanie. Tylko cudem udało się nam dotrwać do końca poloneza bez wywrotki. Do końca, bo po końcu, gdy muzyka ucichła, dosłownie wylecieliśmy z parkietu i wylądowaliśmy na podłodze poza zasięg butów innych tańczących.
— Przepraszam! Jesteś cała? — spytałem, natychmiast schodząc z biednej dziewczyny, po czym wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, żeby pomóc jej się pozbierać z podłogi.
Ale hej, nikt nie zginął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz