Podsumowanie

0 | Skomentuj
BARDZO DLA NAS WAŻNE!
WYPEŁNIJ ANKIETĘ! >>LINK<<


Wstępnie prosimy: 
Nie brać poniższych tekstów do siebie. Dziękujemy wszystkim osobom zaangażowanym w projekt OBLIVIUM, cieszymy się, że mogliśmy zbliżyć ze sobą dwa kompletnie różne blogi poznać naprawdę cudowne towarzystwo. Bez was by się nam nie udało! 

Opowiadania dodane przez administrację: AWU (49), DIKI (2). 
Opowiadania napisane przez członków: AWU (86), DIKI (31).

Cieszmy się, że mogliśmy pisać w takim gronie i mamy nadzieję, że wam się podobało. Osoby, które zapisały się na listę meianową, w ciągu tego tygodnia mogą spodziewać się na discordzie linków do dokumentów z rozpiską błędów i analizą postaci. 

0. Yebogdi mym życiem
Gratulujemy każdej osobie, która wysłała odpowiedzi, ponieważ każda z was otrzymała niesamowicie wysoki wynik. Jednak zwycięzca mógł być tylko jeden, gratulujemy JOCELYN, największa ilość punktów należała do ciebie. Zgłoś się do Meian po nagrodę. 11 punktów na czternaście, no, trzeba przyznać: My byśmy nie dali rady. A próbowałaś zatańczyć taniec w realu...? 

1. Król i Królowa balu (za najwięcej opowiadań)
Tytuł Króla wędruje do... DORINA! Z kolei Królową zostaje... JOCELYN! Kto by pomyślał, kolejno 10 i 6 opowiadań to nie przelewki...

2. Gorący Kochanek (za dobre teksty na podryw (dla niego))
Długo wahaliśmy się z wyborem, który z tekstów był najmocniejszy, najcudowniejszy, najckliwszy pod słońcem i w końcu zdecydowaliśmy się uhonorować... DORINA! Serdecznie gratulujemy! 
— A tak ogólnie, to pani wie jak to się tańczy? Bo przyznam, że ja nie mam pojęcia jak. 

3. Filuterna Pani Podziemia (za dobre teksty na podryw (dla niej))
No, to nie była łatwa decyzja. Trochę łez, trochę gryzienia, ale w końcu wybraliśmy. Gratulacje dla AOIFE za: 
— Hej, to teraz chodź ze mną. 

4. Tańczący w podziemiach (za wątki dotyczące tańców)
YEVGENI, oj, Yevgeni. Oczarowałeś publiczność (i głosujących!) swoja nieporadnością, dlatego przyznajemy ci nagrodę "Tańczącego w podziemiach"!
"Wymamrotałem ciche ostrzeżenie, że słabo tańczę i dodałem do tego przeprosiny za wszelkie możliwe obrażenia [nie powiem, bardzo optymistycznie nastawiam pannę do siebie].
Na początku, pomimo nerwowości i niemałej nieporadności, jakoś nam szło, przez co w czarnym kłębku negatywnych emocji pojawiło się parę kolorowych, nieśmiałych, wesołych nici. Za wcześnie zacząłem się cieszyć, ponieważ zaraz zaczęło się przydeptywanie palców, wpadanie na inne pary i paniczne przepraszanie. Tylko cudem udało się nam dotrwać do końca poloneza bez wywrotki. Do końca, bo po końcu, gdy muzyka ucichła, dosłownie wylecieliśmy z parkietu i wylądowaliśmy na podłodze poza zasięg butów innych tańczących."

5. Oślepiająca swoim blaskiem (za najlepszy opis stroju)
Nie mogliśmy uwierzyć swoim oczom, gdy zobaczyliśmy, jak bardzo błyszczy JOCELYN, brawa! 
Po raz kolejny wygładziłam suknię. Ta nie była szczytem dziewczęcych marzeń, jednak z efektu byłam zadowolona. Przez wzgląd na brak budżetu musiałam zaufać moim umiejętnością krawieckim. Prosta, biała suknia mojej matki, którą dostała kiedyś za grosze na jarmarku, wyglądała teraz o niebo lepiej. Na górze, przy pomocy igły, nitki i moich kochanych nożyc, powstał dekolt asymetryczny. W pasie suknia leżała na mnie idealnie, więc nie robiłam tam żadnych poprawek. Niżej, na wysokości kolan, ufarbowałam materiał na beżowo, z lekkim złotym połyskiem. Do zwieńczenia dzieła użyłam złotej broszki w kształcie pszczoły. Pamiątka rodzinna była cenna oraz, co ważniejsze — duża. Długość insekta sięgała aż 12 centymetrów, czyli kiedy zasiadł na rękawie, był doskonale widoczny z ramienia. Włosy splotłam od lewej strony czoła, robiąc koronę, niemal wokół całej głowy, kończąc wielkim kokiem, umyślnie przesunięty nieco na prawą stronę głowy. Uszy nieco psuły efekt, ale po potraktowaniu ich złotym sprayem, wydawały się błyszczeć. Używanie tej samej substancji do sukni oraz uszu nie mogło się dobrze skończyć, ale nie miałam zbytnio innych opcji. Przynajmniej nie musiałam krzywdzić ogona, który ukryty był pod długą suknią. Buty stanowiły największy problem, jednak ostatecznie wzięłam po prostu ślubne szpilki matki, które miały fortunny kolor kości słoniowej. Niestety nadal wyglądałam na wręcz nienaturalnie, ale więcej nic nie mogłam na to poradzić. Z powodu poważnego deficytu biżuterii, po prostu założyłam na szyję pozłacany łańcuszek, znaleziony w jakiejś fontannie. Zawieszka przedstawiała klucz wiolinowy, który prezentował się przyzwoicie, jednak jego wartość była bliska zeru. Któraś z dziewczyn pożyczyła mi także złotawy lakier, który teraz był na moich paznokciach. Moja cera nie wymagał wielkich poprawek, więc nałożyłam jedynie jasnoczerwoną szminkę oraz tusz do rzęs z lekkim eyelinerem i byłam gotowa na bal.

6. Znudzeni Życiem (za najwięcej neutralnych opowiadań)
Zdecydowanie PELAGONIJA jest wyjątkową postacią, nad którą można rzucać ochy i achy. Nikomu krzywdy nie zrobiła, nikomu w czasie balu nie zawadzała, z nikim romansu nie nawiązywała... Czyżby była neutralna

7. Najarany Towarzystwem (za poznanie jak największej liczby osób)
Panie DORIN, pan chyba najwięcej przyjaciół dzisiaj zdobył, chcemy więc panu przyznać: Jest pan naprawdę najarany towarzystwem, prawda? 

8. Cichociemni (za najmniej opowiadań)
Nikt w sumie nie wie, kim jest HANNAH, ponieważ pojawiła się i znikła, ale taka przecież tradycja, że najlepsi wychodzą z przyjęć w połowie, prawda? 

9. Państwo Trudni (za najwięcej komplikacji, niezrozumienia i kłótni)
Tutaj bezkompromisowo tytuł króla należy do ALEXANDRA, który pojawił się wrzeszcząc i jednocześnie nadużył gospodarskiej gościnności. Kto by pomyślał, tak z panem... tańczyć? 

10. Najjaśniejsze Kryształy Podziemia (najlepsze opowiadania, fajne, ciekawe, szałowe)
Tutaj był naprawdę spory problem z podjęciem decyzji. Ostatecznie zdecydowaliśmy się uhonorować DORINA. Dorin poznał naprawdę sporo ludzi, z wieloma pisał, widać było, że postarał się, przeczytał coś na temat swoich rozmówców, w dodatku błyskał inteligencją, miłymi tekstami i nie można było nie płakać nad jego cudownością.
Dorin, kochamy cię!


Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Po tym całym widowisku rozbiegł się dźwięk dzwoneczków, a rodzina królewska zajęła swoje miejsce. Zamilkłeś i skupiłeś całą swoją uwagę na ostatnich chwilach na planecie Oblivium. Kto by pomyślał, że ten czas tak szybko zleci, prawda? Jedyne co ci teraz pozostało to w ciszy wysłuchanie mowy pożegnalnej i podsumowanie w myślach tego całego wydarzenia. Tak moi drodzy państwo. Uroczystość dobiegła już końca, a wy jesteście bogatsi o nowe doświadczenia i wiedzę. Co z nią zrobicie? Czas pokaże, a tymczasem wysłuchajmy pożegnania.

"Moi drodzy goście, przyjęcie dobiegło już końca. Jestem wam dozgonnie wdzięczny za przybycie i cieszenie się z tej pięknej chwili razem ze mną. Mój syn Gavin oraz jego cudowna żona Nosfera. Kto by pomyślał, że dzieci tak szybko dorastają? Sam nie wiem, gdzie ten czas umknął, tak samo, jak ten na tej wyjątkowej uroczystości. Mam ogromną nadzieję, że bawiliście się świetnie i że to nie jedyne nasze spotkanie. Niech nasze światy żyją w zgodzie i dostatku, niech każdy dzień będzie tak radosny, jak ten dzisiaj. Życzę wam wszystkiego dobrego i jeszcze raz bardzo dziękuję za przybycie. Wasi opiekunowie już na was czekają, by odprowadzić was na portalu. Dziękuję."

Od Dorina

0 | Skomentuj
Taniec rodziny królewskiej zakończył cały bal. Na sali momentalnie zapanował ogromny bałagan. Strażnicy nie chcieli nikogo jeszcze wypuszczać. Różowe kobiety ze skórzanymi pałkami ganiały gości, a cesarz chyba chciał jeszcze wygłosić jakieś przymówienie. Istny armagedon. Kątem oka dostrzegłem jeszcze parę młodą, która zapewne szła wykorzystać noc poślubną. Poprawiłem muchę i wstałem. Wzrokiem szukałem kogoś z Delty, bo w końcu nie chciałbym wejść na koniec do złego portalu. Uśmiechnąłem się po raz ostatni do dziewczyny, naprawdę szkoda, że spotkałem ją dopiero pod koniec uroczystości.
— Na mnie chyba nastał już czas. Cieszę się, że cię spotkałem na tym hucznym balu i mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Kto wie, może jeszcze odwiedzę twoje zadupie hen, hen stąd znane, jako Katownia? — Zaśmiałem się lekko.
Nie czekając na odpowiedź, powoli się oddaliłem i odwróciłem się jeszcze do dziewczyny, posyłając jej smutne spojrzenie i delikatne machnięcie ręką na pożegnanie. Szybko zniknąłem w tym ogromnym tłumie i przepychając się, wydostałem się na zewnątrz. To był naprawdę udane przyjęcie aż szkoda, że się skończyło.

Od Aureliona

0 | Skomentuj
Podciągnąłem ogon pod nogi, otuliłem się nim. Usadowiłem się po turecku, gdzie moje łapy wygięte były w dość... zabawny sposób, nie powiem. Schowałem telefon do kieszeni, decydując się na zakończenie męk pedagoga, pewnie i tak był już wystarczająco upokorzony całą tą sytuacją. No, raczej będzie, bo teraz coś średnio kontaktuje.
Muzyka wciąż grała, Pel zadawała pytania, a ja obserwowałem skrzywionego mężczyznę, który wyglądał jak prawdziwe, ósme nieszczęście.
Chrząknąłem cicho i zerknąłem na siedzącą obok mnie towarzyszkę dzisiejszego wieczoru.
— Oprócz tego tutaj, widziałem, a nawet tańczyłem z Alexem. — Uśmiechnąłem się delikatnie na wspomnienie chłopaka, który dawał się prowadzić z niezwykłą lekkością.
Pierdolony ninja, tak?
— Jakoś nie skupiałem się na szukaniu znajomych twarzy, wiesz? Ważniejszy był bal i odkorowanie, w końcu tamte parszywe mordki widuję codziennie, a zabawić się nie ma kiedy... — Wyjrzałem nieśmiało z naszej kryjówki, by dostrzec tłumy skupiające się na tańcu głów państwa. Układy karkołomne, ale dało się je powtórzyć, nawet będąc posiadaczem takich łap, jak te moje. — Pelciu, to chyba już końcówka — powiedziałem, zerkając na nią z lekkim uśmiechem.

Od Pelagoniji

0 | Skomentuj
Zachichotałam pod nosem, mrużąc oczy i przyglądałam się, jak Aurelion wczołgiwał się pod stół. Cóż, w jego przypadku było to zdecydowanie trudniejsze, ale kilka dłuższych chwil później obydwoje siedzieliśmy pod stołem. Naprawdę chciałam tutaj zostać do końca balu, chyba że jakaś wyjątkowa sytuacja mnie stąd wygoni. Notabene wbicie pijanego, nieprzytomnego psora od sztuk artystycznych do naszego duetu nie podpinałam pod sytuację wyjątkową.
Uśmiechnęłam się ni rozbawiona, ni skrzywiona, przymykając oczy i wsłuchałam się w grającą muzykę oraz stukot obcasów. Uchyliłam jedną powiekę, spoglądając na Hortensję.
— Zbyt tłoczno — wymruczałam, dodając od siebie trzy grosze i zerknęłam na pana Remusa. — To może być bardzo prawdopodobne. Ciekawe co lub kto doprowadziło go do takiego stanu. Albo po prostu lubi pić — burknęłam, wzruszając ramionami.
— Jak myślisz, co reszta naszych drogich towarzyszy robi? — spytałam, bawiąc się końcem wstążki na nadgarstku. — A precyzując pytanie, widziałeś może Alexa albo kogoś innego? — dodałam, przypominając sobie o jego odwiedzinach z wakacji i naszych małych przygotowaniach. Było zabawnie.

Od Renee

0 | Skomentuj
Najistotniejsze towarzystwo tego wieczoru ruszyło w tany, właśnie wtedy, gdy po moim żołądku rozlało się przyjemne ciepło, bo ktoś w końcu mnie zauważył, spędził ze mną trochę czasu, a potem powiedział, że moja osoba wcale nie była aż tak irytująca. Może z grzeczności, ale jednak i tyle mi wystarczyło do względnego szczęścia i uznania dnia za udany.
— Czy to już koniec? — zapytał się głośno, chociaż doskonale znał odpowiedź. Zresztą, ja też ją znałam. Każdy ją znał. Taniec pożegnalny brzmi chyba wystarczająco wymownie, czyż nie? Więc nie odpowiedziałam, a jedynie dalej obserwowałam wydarzenie, również wtedy, gdy finalnie zajęliśmy miejsce przy pierwszym lepszym [wcale nie, długo za nim błądziliśmy] stole.
Raz, dwa, trzy, cztery.
Gładko sunące za damami suknie, idealnie dopasowane garnitury. Spokój wymalowany na twarzach, radość, duma. Błyszczeli na parkiecie bardziej, niż te wszystkie kryształy, które zdobiły salę. Wszystko było tak idealne, dopracowane, że aż nierealne.
Nie przejmowałam się rozstaniem, które zbliżało się wielkimi krokami. To przecież nie śmierć. To nie decyzja sądu, czy innych sił. To po prostu pożegnanie, powiedzenie krótkiego "Do widzenia". Właśnie.
Do widzenia.

Od Dorina

0 | Skomentuj
Dziewczyna przytaknęła energicznie i udaliśmy się w losowo wybranym kierunku.
— Muszę ci przyznać, Dorinie, twoje towarzystwo jest niezwykle przyjemne. — Uśmiechnęła się do mnie szeroko. — Szkoda jedynie, że noc nie jest już tak młoda — dodała po chwili.
— Ja też nie mogę powiedzieć, że twoje towarzystwo jest mi obojętne. Naprawdę jesteś zdecydowanie najciekawszą osobą, którą poznałem na tym cudownym balu. I jedyną, która jeszcze mnie nie zdeptała. — Roześmiałem się na chwilę.
Nagle moją uwagę przykuło większe poruszenie na tej ogromnej sali. Sam cesarz i jego żona oraz świeżo upieczona para młoda poderwali się ze swoich miejsc i ruszyli na parkiet. Śledziłem uważnie ich ruchy, aż do momentu, w którym zrozumiałem, że po prostu to już chyba ostatni taniec na tym balu.
— Czy to już koniec? — zapytałem, nie oczekując odpowiedzi.
Ich ruchy były dopracowane i nikt się ani nie przewracał, ani nie deptał.
Wreszcie doszliśmy do jakiegoś w miarę wolnego stołu. Nic nie mówiąc, zajęliśmy wolne w tamtej chwili miejsca i w milczeniu obserwowaliśmy taniec. Szkoda, że to już koniec tego balu, bo o dziwo całkiem nieźle się na nim bawiłem. Szkoda też, że muszę w jakiś przyzwoity sposób pożegnać się z Renee. Albo po prostu zniknąć w tłumie i uniknąć tego niezręcznego momentu. Tak, to jest dobra myśl...

Od Renee

0 | Skomentuj
Walony strój, wszystko mnie uwierało, drapało, bolało, a czas spędzony na imprezie dawał się we znaki moim nogom, które wręcz usychały i wołały o dwugodzinny masaż, który musiałam sama sobie zrobić, bo mój książę na białym rumaku [błagam, nawet deskorolka by wystarczyła], nie raczył jeszcze do mnie przyjechać i wyciągnąć mnie z paskudnej wieży, znanej również, jako klitka pod schodami.
— Um... Może gdzieś przysiądziemy? — spytał się nagle, jakby czytał mi w myślach, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebuję odpoczynku dla moich, dopiero co powstających [ale jednak] haluksów. Pokiwałam energicznie głową i dołączyłam do mężczyzny, który ruszył, do miejsca znanego jako Niemampojęciagdzietojest.
— Muszę ci przyznać, Dorinie, twoje towarzystwo jest niezwykle przyjemne. — Uśmiechnęłam się, wciąż dotrzymując mu, dosyć żwawego kroku. — Szkoda jedynie, że noc nie jest już tak młoda — dodałam, zerkając na towarzystwo, które w pewnej części słaniało się już na nogach. Znakiem to, że jeszcze trochę, a parada różności dobiegnie końca, narzeczeństwu zostanie noc poślubna, a my oddelegujemy się do domów.

Od Dorina

0 | Skomentuj
— Zadupie hen, hen stąd znane, jako Katownia, nie wiem, czy przyszło ci kiedykolwiek usłyszeć tę, jakże cudowną, nazwę. — Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem na jej słowa przepełnione ironią.
Obok nas przeszła kobieta, która wyglądała, jakby co najmniej zrzygała się na nią wróżka, ewentualnie jednorożec. Jej sylwetka tonęła w setkach piór, kilogramach tiulu, falbanek, brokatu i całej tej reszty błyszczących pierdółek. Na widok kobiety uniosłem zdziwiony jedną brew.
— Oh, losie, skąd to się urywa? — usłyszałem ciche mruknięcie Renee pod nosem.
Damulka niczym strongman ciągnęła niewzruszenie swoją, jakże ozdobną suknię przez dalszą część sali. W sumie całkiem ładnie by się paliła...
Spojrzałem rozbawiony tą niewiastą na zielono-pomarańczowowłosą, ona też odprowadzała wzrokiem tą madame. Kolejny kelner nas minął i ledwo zauważalnie jakby mnie ominął. Cóż najwyraźniej wieści szybko się rozchodziły. Ogromna suknia z kobietą w środku gdzieś zniknęła, a między nami nastała lekko niezręczna cisza. Odwróciłem wzrok, próbując wymyślić jakiś sensowny temat, tak byłem zdecydowanie mistrzem reakcji międzyludzkich. Zdecydowanie. Gdzieś na sali mignęła mi ta brunetka, z którą wcześniej tańczyłem, ale szybko zniknęła mi w tłumie.
Um... Może gdzieś przysiądziemy? — zapytałem Renee, ponownie na nią spoglądając.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Po tej całej błazenadzie, jaką było wykonanie tradycyjnego tańca w waszym wykonaniu, cesarz złapał się za głowę, a państwo młodzi prawie nie posikali się ze śmiechu. W prawdzie niektóre osobniki uniknęły tej katastrofy i były odpowiednio przygotowane, a niektórzy zaskoczyli wszystkich! Kto by pomyślał, że podczas jednego wieczoru można się nauczyć tradycyjnego tańca i to niemalże perfekcyjnie!

Zadzwoniły dzwonki, zwiastujące następne zdarzenie, którym jest taniec pożegnalny. Tak jak nie mogliście tańczyć wcześniej, tak teraz nie będziecie mogli później. Tradycja głosi, że to rodzina królewska rozpoczyna, jak i kończy wszelkie pląsy.

Po pokazaniu swojego braku umiejętności taneczno-naśladowczych patrzysz na Yebogdi w wykonaniu cesarza i jego rodziny z lekką pogardą, a może to po prostu zazdrość? No tak, to cesarz i nawet jak się pomyli, to nikt nie będzie się z tego śmiać. Możliwe też, że jest ci po prostu przykro. A może jednak jesteś tym, któremu udało się przedstawić od jak najlepszej strony? Tak? To ty? Cudownie! Mimo wszystko powoli zaczynasz rzygać tym tańcem, jednak do głowy przychodzi ci też inna myśl. A co gdyby tak napisać o tym do gazety? W końcu twoja ciężka praca nie poszłaby na marne. Może nawet uznaliby cię za mistrza ubogacania kulturowego?

Od Renee

0 | Skomentuj
— Och, zdecydowanie nie wyglądasz staro. — Przewróciłam oczami, słysząc, jak nieporadnie stara się wybrnąć z sytuacji. — Dorin Beznazwiska. — Pełen humoru ukłon, mój śmiech, a wszystko dopełnione nietypowym posmakiem alkoholu na języku. Było po prostu dobrze.
Podpalenie płynu? Tego jeszcze nie grali, a panika na twarzy chłopaka była czymś, co warto było oglądnąć i zapamiętać. Dziwny grymas, nietypowy blask w złotych oczach, a dodanie do tego bardzo oryginalnego dźwięku paszczy, sprawiło, że cała szopka nadawała się do tego, by zdobyć Oscara.
— Skąd pochodzisz, Renee? — spytał, gdy spokój ponownie pojawił się na jego twarzy, kieliszek już nie płonął, a towarzystwo się rozeszło, uznając, że nic ciekawszego się nie wydarzy.
— Zadupie hen, hen stąd znane, jako Katownia, nie wiem, czy przyszło ci kiedykolwiek usłyszeć tę, jakże cudowną, nazwę. — Słowa przepełnione kpiną, ironią, sarkazmem, zależy gdzie i w jakim stopniu. Przewróciłam oczami i poprawiłam się w miejscu.
Obok nas przemknęła damulka w barwnej, błyszczącej się, jak ta Gwiazda Betlejemska, sukni. Podliczając ilość tiulu, piór, brokatu i kryształków, można było uznać, że kreacja waży około dwóch ton brutto.
— Oh, losie, skąd to się urywa? — mruknęłam sama do siebie.

Od Wandy

0 | Skomentuj
Uśmiech. Uśmiech, a jednak nutka zainteresowania i lekkiego zdezorientowania, drgnięcie dłoni.
— Dużo roboty, mało ogaru, więcej dobijania się do starych znajomych, mniej kontaktu z nimi — odpowiedział szybko. I krótko. I w tej charakterystycznej dla niego manierze porównywania, "dużo czegoś, mało czegoś". — A jak pani? — zapytał, a ja wręcz automatycznie się wzdrygnęłam, kolana stał się miękkie, miałam wrażenie, że zaraz naprawdę wyląduję na ziemi.
Opuściłam wzrok, myśląc o wakacjach. Źle, bardzo źle, niedobrze.
— Dobrze i szybko. Znośnie. — odpowiedziała. Wanda, przecież sama wiesz, że zauważy to kłamstwo, że zacznie się interesować. N I E  P A N I K U J. Odchrząknęłam, podniosłam wzrok na chłopaka, który zaczął się przypatrywać, źle, źle, źle i uśmiechnęłam się niezręcznie, a w moich oczach zdecydowanie można było zobaczyć niepokój. Tak, nie potrafię dobrze ukrywać emocji. — Może gdzieś przysiądziemy? – zapytałam cicho z bladą twarzą, uginającymi się kolanami i opadającymi powiekami, ale cały czas utrzymując ten sztuczny, niezbyt wesoły uśmiech. Zrobiło się ciepło, za głośno, kieliszek ponownie niebezpiecznie zadrgał w dłoni i po prostu musiałam gdzieś usiąść, zanim na dobre straciłabym przytomność. A nie chciałabym polecieć na ziemię na oczach tych wszystkich nieznanych i znanych mi ludzi, na oczach Fomy, który przecież miał się dobrze bawić, bo zapewniałam go, że wszystko już dobrze, że nic się nie dzieje, że...
W końcu było dobrze. W końcu wzięłam lekarstwa. W końcu byłam zdrowa.

Od Aureliona

0 | Skomentuj
Ja znam Pelcię, ja wiem, co robi, jak postępuje. No, ale jej reakcja najzwyczajniej zamiotła moje wszystkie oczekiwania pod dywan. Wybuchnąłem śmiechem, gdy maleńka znalazła się pod stołem, całkowicie ignorując świat otaczający. Ludzie zerkali na mnie, jak na oszołoma, wymienili się pełnymi kpiny spojrzeniami i ponownie wrócili do swoich zajęć, całkowicie mnie ignorując, jakbym magicznie zniknął na ich oczach i wymazał się z ich pamięci. Ciekawie, nie powiem.
Przewróciłem oczami, schyliłem się i poszedłem w ślady starszej koleżanki, niezdarnie wczołgując się pod stół. Dla dziewczyny nie było to zbyt dużym wyzwaniem, ale ja z moimi rozmiarami musiałem się nieźle nagimnastykować.
— Siedzimy tak do końca? — Szybkie skinięcie głową w odpowiedzi.
No, a potem przyszedł nam jeszcze potowarzyszyć nieprzytomny profesor Remus, od którego capiło alkoholem i papierosami. Cudownie.
Dziewczyna przebierała nieśmiało stópkami, uśmiechała się sama do siebie, jak to miała w zwyczaju.
— Lubię takie wieczory, ale ten jest zdecydowanie za długi — mruknąłem cicho, obserwując delikatnie oświetloną buźkę nastolatki. — No i męczący. Te wszystkie tańce, tradycje, a idź pan z tym. — W tym momencie nasz ukochany pedagog wydał z siebie dziwny dźwięk, więc nie ociągając się, zerknąłem na niego, wyciągając telefon. — Jak myślisz, będzie rzygał?

Od Fomy

0 | Skomentuj
Szybkie (lub troszkę wolniejsze) schowanie naszego nauczyciela od sztuk artystycznych pod stół przy pomocy zdecydowanie trochę bardziej umięśnionego ode mnie niebieskowłosego chłopaka, po czym wręcz porwanie mnie na oczach wszystkich ludzi przez zdecydowanie podirytowanego Dextera. Kątek oka zauważyłem moją siostrę urządzającą sobie przyjemną (mam taką nadzieję) pogawędkę z Jamesem. No cóż, jak będzie próbować bawić się troszkę za bardzo, to przynajmniej jest tam ktoś, kto postawi ją do względnego pionu. Tyle dobrego. Powróciłem do ciągnącego mnie za sobą pewnego czarnowłosego pana.
– No już, już, nie planuję ci przecież uciekać, o panie i władco – oświadczyłem, parskając głośnym śmiechem i uścisnąłem ciepłą dłoń chłopaka. – Przynajmniej trochę zwolnij, w końcu masz dłuższe nogi ode mnie, ty dwumetrowy wielkoludzie. – Oh, jak brakowało mi tego wspólnego dogryzania na temat naszych wzrostów i ich różnicy. – Masz szczęście, że potrafię damskie kroki i wychodzą mi całkiem nieźle. Może nawet trochę lepiej od niektórych pań. Ale niestety, zawiodę cię pewnie, w szpilkach poruszać się już nie potrafię, a na sukienki i peruki nie licz. – Dobry humor zdecydowanie mi dopisywał, zielone oczy lśniły, gdy spoglądałem na pełną powagi twarz chłopaka, a dłoń idealnie leżała w drugiej.

Od Jamesa

0 | Skomentuj
— Można powiedzieć, że dobrą zabawę zawdzięczam dobrym partnerom w tańcu — odparła, upijając łyk napoju. Przewróciłem oczami, widząc sposób jej poruszania. W ogóle cała gestykulacja dziewczyny opierała się na delikatnych, a jednak nieco zbyt pewnych siebie ruchach, jakby była przekonana, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak wygląda i jak potrafi to działać.
Nie pomyślałeś o tym, James, błagam ja cię.
Jakie działać, upierdliwy kurdupel, który tylko prosił się o twarde lanie, nie otrzymał go wyłącznie przez fakt, że Heather upodobała ją sobie na ratowanie z tamtejszej, bardziej... przyściennej opresji. No i siostra Fomy, jak dotknę siostrę Fomy, to zabije mnie Foma, jak zabije mnie Foma, to zabije mnie Dexter. A stąd już bliska droga do Pierwszej Wojny Atlanckiej, przysięgam.
— Co prawda bal długi, więc zdecydowanie jestem już troszkę zmęczona tym wszelkim hałasem i odmiennymi zwyczajami niż u nas, ale cóż. Co możemy na to poradzić, nieprawdaż? — Zmrużyła oczy, rozluźniła uchwyt na kieliszku. Drgnąłem, prawie wyciągając dłoń, żeby złapać ją w razie ewentualnego upadku. Z jednej strony typowa babska zagrywka na balach, choćby podpatrzona z filmów, a z drugiej... Wanda, nie, Przewalska nie należała do osób, które lubią wymuskany i już dawno prześmierdły starością kicz. 
— A jak minęły panu wakacje? — Uśmiechnąłem się szeroko, wpatrując się w oczy dziewczyny. Coś było nadal nie tak.
— Dużo roboty, mało ogaru, więcej dobijania się do starych znajomych, mniej kontaktu z nimi — odparłem szybko. — A jak pani?

Od Dextera

0 | Skomentuj
Działo się, działo, trudno zaprzeczyć, a sam Foma jedynie uosabiał całe dzisiejsze ogarnianie. Kwintesencja elegancji, wszelkie najlepsze cechy człowieka i ten magiczny błysk w oku, które sugerował, że szukaliśmy się wzajemnie przez cały wieczór.  Pudełko z raz już porzuconym pierścionkiem ciążyło mi w kieszeni, przyciągało do ziemi, każąc ugiąć się i przeprosić, bo w sumie tak naprawdę nigdy sobie tamtych kwestii nie wyjaśniliśmy, one nadal gdzieś tam wisiały i trwały w czasoprzestrzeni, czekając na aktywację kolejnego zapalnika powodującego mniejszą czy większą kłótnię. 
— Widzę, że podchodzenie do mnie coraz lepiej ci wychodzi. Co do pytania, może być, choć mało interesujących person się tu kręci, więcej tych... No, sam wiesz — parsknął chłopak, mrugając do mnie. — Tańce też mają ciekawe... — Zaśmiał się, widząc jak jedna z par prawie wywija orła.— No i trochę zestresowany, trzeba przyznać. Dawno nie tańczyłem, dawno nie byłem, dawno się nie bawiłem, a noga chyba znowu zaczyna szwankować. Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, ale nieźle się ukrywałeś. A jak twoje wrażenia?
— Ukrywałem? — spytałem z nieskrywanym oburzeniem. — Co ja musiałem cierpieć przy tym pokazie tańca, to przecież moje, jak mogłeś mnie nie zauważyć? — Pominąłem kwestie, że ja jego również trochę szukałem. 
Oddaliliśmy się na moment, gdy mnie pociągnęła do tyłu jakaś kobieta, z kolei Foma zabrał się za zbieranie umierającego na pijaństwo profesora z parkietu. Kilka minut później ciągnąłem chłopaka za sobą, w losowym kierunku, wiedząc, że jak go puszczę, to znowu gdzieś mi ucieknie, a przynajmniej jeden taniec musieliśmy wspólnie zatańczyć. 

Od Dorina

0 | Skomentuj
Po zadaniu pytania chwyciłem od jednego z przechodzących kelnerów kieliszek tego zielonego szampana.
— Renee Illene, jednak proszę się zwracać po imieniu, nienawidzę, gdy przechodzi się na per „Pani”, wyglądam aż tak staro? — Prychnięciem zakończyła zdanie. — A mnie? Z kim przyszło spędzać wieczór?
Na sali rozbrzmiał mój krótki, głośny śmiech.
— Och, zdecydowanie nie wyglądasz staro. — Czy to brzmi jak jakiś upośledzony podryw? Nie zdążyłem ugryźć się w język, zanim słowa wyszły z mojego gardła. — Dorin Beznazwiska. — Ukłoniłem się teatralnie przed Renee.
Kątem oka widziałem, jak jednego z panów odciągają na bok. Jak dobrze, że mi nie groził taki rodzaj ośmieszenia. Zamieszałem trunek w głębokim kieliszku i niepewnie przystawiłem go do swoich warg. Kwaśny, gorzki smak wypełnił mój przełyk. Och... Chyba już wiem, dlaczego nie cierpiałem alkoholu. Mimowolnie delikatnie się skrzywiłem. Ten napój zdecydowanie nie należał do najlepszych. Czyżby alkohol piło się tylko dla chwilowego zapomnienia i beztroski? Moje, jakże głębokie, przemyślenia przerwało mocne, oślepiające światło bijące od kieliszka. Momentalnie oprzytomniałem, jasnopomarańczowy płomień unosił się nad kieliszkiem. No kurza walona jego mać, nie mówcie, że to podpaliłem.
— Cholera jasna! — Oczywiście dobre słownictwo przede wszystkim. — Kuźwa walona mać!
Trzasnąłem kieliszkiem o ziemię i zdeptałem płomień nogą. Poczułem na sobie wzrok sporej ilości ludzi. Ugh, dzisiaj zdecydowanie nie miałem szczęścia. Czemu alkohol jest tak łatwopalny?
— Skąd pochodzisz, Renee? — zapytałem już spokojnym tonem dziewczynę.

Od Pelagoniji

0 | Skomentuj
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, a potem wlepiłam wzrok w sufit, nieco się zamyślając.
— Jest bardzo ładnie, chociaż niektóre osoby mnie przerażają... — Tutaj głównie miałam na myśli chodzące po sali opiekunki z kijami, którymi trzaskały każdego, kto coś niewłaściwie zrobił. Na szczęście nie oberwałam. Jeszcze. I gdy rozbrzmiało zdanie „Panie proszą panów”, uśmiechnęłam się krzywo i spojrzałam na Aurelka, kręcąc głową. Nie miałam ochoty biegać po pomieszczeniu w pogoni za facetami jak niektóre panny, ogółem wolałam spokojnie przesiedzieć to wszystko. Na dodatek szykowali się do jeszcze innych tańców, a po sali krzątali się mężczyźni w różowych garniturach, rozdając jakieś pakunki.
Meh, nie. Mnie starczy na dzisiaj.
Westchnęłam cicho i odsunęłam się wraz z krzesłem od stołu.
— Ja się poddaję — mruknęłam do swojego niebieskiego towarzysza i poszłam w ślady nielicznych osób. Schowałam się pod stół i podciągnęłam kolana pod brodę, uprzednio ściągnąwszy buty, które położyłam obok siebie. Bezpieczny, milutki stół.

Od Renee

0 | Skomentuj
Posyłane w moim kierunku uśmieszki Białego Męża, zdecydowanie poprawiły mi humor. Poruszaliśmy się z gracją godną koślawej kaczuszki, ale nie powiem, wyszło nam nawet nawet, przynajmniej na tle innych par. Niski ukłon, gdy muzyka ucichła, dla zachowania, chociaż odrobiny kultury, a potem wspólne opuszczenie parkietu. Miałam szczerą nadzieję, że już tam nie wrócę, nie mam ochoty więcej łamać sobie nóg na układach, które nie były wykonalne. Przynajmniej nie w moim wydaniu.
Zerknęłam na towarzysza, posyłając mu radosny uśmiech, bo bal, póki co nie wyglądał aż tak źle, jak mi się wydawało. Nie w jego towarzystwie.
— Jak się pani nazywa? — spytał nagle, próbując zagaić temat, bo w końcu nie powinno się stać, jak te dwa kołki. Zakołysałam delikatnie kieliszkiem, przyglądnęłam się cieczy. Alkohol, który porządnie sponiewierał jednego z naszych pedagogów. Czyżby ćpun miał ze sobą problemy, odkąd blondyneczka opuściła szkołę w trybie natychmiastowym? Pokręciłam delikatnie głową i ponownie skupiłam się na swoim towarzyszu, który ze spokojem wyczekiwał odpowiedzi. Na jego buźce trwał ten słaby, ale jakże onieśmielający, uśmieszek.
— Renee Illene, jednak proszę się zwracać po imieniu, nienawidzę, gdy przechodzi się na per „Pani”, wyglądam aż tak staro? — prychnęłam cicho, wręcz na jednym wydechu. — A mnie? Z kim przyszło spędzać wieczór?

Od Wandy

0 | Skomentuj
— Dużo ludzi, zdecydowanie dużo ludzi, nieludzi chyba jeszcze więcej — odpowiedział, cały czas rozglądając się po sali, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Tak, muszę się zgodzić. — Dziwne tańce, dziwne zwyczaje, dziwne jedzenie, ale ciekawa kultura. A jak pani się bawiła? — zapytał, przenosząc swoje ciemne oczy na mnie, podczas gdy ja odpłynęłam gdzieś daleko, wręcz trochę nieświadomie przenosząc wzrok na innych ludzi. Na usłyszane przeze mnie (na szczęście!) pytanie szybko odwróciłam głowę w stronę Hopecrafta, a myśli powróciły do teraźniejszości.
Te kilka złotych niesfornych włosów dalej opadało luźno na pociągłą twarz.
Uśmiechnęłam się ponownie, może trochę zagubiona, bardziej nieśmiało.
— Można powiedzieć, że dobrą zabawę zawdzięczam dobrym partnerom w tańcu — zauważyłam, przykładając kieliszek do moich ciemnoczerwonych ust. — Co prawda bal długi, więc zdecydowanie jestem już troszkę zmęczona tym wszelkim hałasem i odmiennymi zwyczajami niż u nas, ale cóż. Co możemy na to poradzić, nieprawdaż? — rzuciłam pytaniem, a w głowie myśli powoli zaczynały się gubić, a oddech lekko, ale to bardzo lekko przyspieszył. O nie, nie, nie teraz, nie tutaj, to bardzo zły pomysł. Zamknęłam oczy, bo pojawiły się mroczki, przez chwilkę zrobiło się ciemno i doskonale wiedziałam, że on zauważył to drobne zawahanie. Palce prawie puściły kieliszek, płyn zafalował we szkle, jednak nie rozbiło się ono na podłodze. Znowu ból głowy, znowu źle, pulsuje. Otworzyłam zielone oczy i, ignorując nieprzyjemne uczucie, uśmiechnęłam się po raz kolejny. Trochę słabiej niż zazwyczaj, ale dalej promiennie. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
— A jak minęły panu wakacje? — zapytałam szybko, chcąc szybko zmienić źródło zainteresowania.

Od Jamesa

0 | Skomentuj
— Z chęcią —  odparła szybko dziewczyna. Wyglądała na zadowoloną, przystosowaną do sytuacji  i gotową do wszczynania awantur w dogodnym dla niej momencie, czyli jak wszystkie kobiety, pewnie właśnie nastawiała się na polowanie. Tylko nadal nie wiedziałem, czy szukała siniaka, czy jednak uprzejmej konwersacji i fałszywego uśmiechu. 
Ruszyliśmy w kierunku stołów, starałem się w międzyczasie obserwować towarzystwo, które krążyło wokół siebie jak muchy do miodu, choć pierwsze osoby zaczynały już odpadać. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, widząc bezwładne ciało profesora od sztuk artystycznych, które ciągnął Foma ze Smerfem. Chwilę później Dexter złapał źródło swojej irytacji i jedynego sensu istnienia za rękę, ciągnąc w tylko sobie znanym kierunku. 
Podczas gdy panienka zapatrywała się na wszystkich, zgarnąłem od kelnera, sługi czy jak oni ich tutaj nazywają dwa kieliszki dziwnego płynu. Zielony nie wyglądał zbyt dobrze, ale nie mógł smakować aż tak źle, prawda? 
— Jak wrażenia z dzisiejszego balu? — zapytała dziewczyna, krzywiąc się lekko. Pociągnąłem pierwszy łyk, poprawiając dyskretnie rękawiczki. 
— Dużo ludzi, zdecydowanie dużo ludzi, nieludzi chyba jeszcze więcej — odpowiedziałem szybko, rozglądając się po tłumie. — Dziwne tańce, dziwne zwyczaje, dziwne jedzenie, ale ciekawa kultura. A jak pani się bawiła?

Od Dorina

0 | Skomentuj
Podjąłem nadludzki wysiłek i próbowałem jakoś spamiętać wszystkie kroki, które pokazywała mieszkanka tej urokliwej planety, ale to zdecydowanie wybiegało poza moje kompetencje tancerza. Poza tym czy komukolwiek udałoby się zapamiętać te wszystkie wygibasy? Na szczęście razem z tą fascynującą dziewczyną udało nam się jakoś papugować kroki reszty i całkiem nieźle nam wyszło. Nie podeptaliśmy się nawzajem i było naprawdę fantastycznie. Uśmiechnąłem się szeroko do mojej partnerki w tym tańcu, miałem niebywałe szczęście, że sama mnie zaprosiła i nie była różowa. Tak, zdecydowanie obawiałem się tych kolorowych, zdziwaczałych niewiast. Muzyka lekko przycichła, a my zeszliśmy z parkietu. O dziwo ten bal nie okazał się całkowitą klapą. Spojrzałem na dziewczynę, była naprawdę interesująca. Odbiegała od reszty panien na tej sali. Mam nadzieję, że zapomniała o tym latającym krześle, co jak co, ale ja nigdy nie robię dobrego pierwszego wrażenia. Może nie wyszedłem w jej oczach na całkowitą ciotę i łajzę. Tak, nadzieja matką głupich.
  — Jak się pani nazywa?  — zapytałem po krótkiej, niezręcznej chwili milczenia.
Cóż, odejście byłoby niezgodne z dobrymi manierami, więc starałem się znaleźć jakiś temat do rozmowy. Poza tym zielono-pomarańczowowłosa naprawdę mnie zainteresowała, więc nawet nie z powodu manier bym spróbował do niej zagaić. Nie to, że jakaś walona miłość od pierwszego wejrzenia, która, nawiasem mówiąc, nie istnieje, tylko po prostu dziewczyna wydawała mi się w pewien sposób warta uwagi.

Od Youkami

0 | Skomentuj
— Nie. Znaczy... Nie, że nie chcę, ale nie umiem... — zaczęłam się plątać, mówiąc i nadmiernie wplątując w wypowiedź słowo "nie". Spuściłam przepraszająco głowę zażenowana sama sobą oraz swoją nieumiejętnością składania zdań. — Albo... Zatańczyłbyy...ś..? — wydukałam, unosząc wzrok na twarz chłopaka. Ponownie dostrzegłam niewielki uśmiech na bladym "pyszczku".
Zgodnie za przykładem innych stanęliśmy po przeciwnych stronach sali. Przeleciałam oczami po innych dziewczynach. Te zaczęły wykonywać obroty. Chcąc nie spartaczyć, starałam się powtórzyć ich ruchy. Jednak fajtłapstwo, to jednak fajtłapstwo. Jako rasowy, taneczny nieudacznik, nastąpiłam jednej z panien na sukienkę. Mając poruszający kawałek materiału pod stopą, wywróciłam się, a po krótkiej chwili leżałam jak długa na ziemi, mając wgląd na kryształy znajdujące się na suficie. Usiadłam, po czym szybko przysunęłam się do ściany, aby nie przeszkadzać tańczącym. Przez krótki czas obserwowałam ruch kolorowych ubrań. Gdy muzyka ucichła, wstałam w celu odnalezienia Yevgeniego. Błądziłam wzrokiem po gościach, wypatrując brązowowłosego. W między czasie na salę wkroczyła służba wraz z dużym tortem bez przesadnych dekoracji, jak w większości tego typu ciast. Król lub też cesarz — grzyb wie, w końcu nadal nie byłam obeznana z tematem — zaczął wygłaszać swoją dosyć przydługawą przemowę. Ironią było to, że gdzieś wkleił słowa, że nie zamierza nas przynudzać, chociaż niektórzy mieli już wyraźnie dość jego gadania. Znudzona prawieniem cicho wędrowałam po sali. W ostateczności zatrzymałam się obok odnalezionej "zguby". Mimo iż znałam nastolatka tylko chwilę, zdążyłam polubić go bardziej niż niejednego człowieka. Miło, czyż nie? Pomijając to — warto też mieć znajomych z innych wymiarów, uniwersów, czy jak zwał, tak zwał. Zastrzygłam zadowolona uszami. Po dłuższej chwili monarcha przestał mówić, a zamiast tego zaprosił każdego do spróbowania dużego ciasta. Tłumek ludzi zaczął się wokół niego gromadzić, by jak najszybciej dostać słodkość. Ukrojone kawałki rozdawali jednak tylko i wyłącznie służący, zaczynawszy od stojących najdalej. Po pewnym czasie jeden z nich podszedł do nas, aby wręczyć nam talerzyki z małymi widelcami, na których położone były części tortu.
— Przepraszam, że tak za tobą chodzę, ale znajome osoby gdzieś poznikały, a nie chcę siedzieć sama... — mruknęłam cicho w stronę stojącego obok chłopaka. Wpatrzyłam się uważnie w dany mi talerzyk. Wzięłam widelec w dłoń, po czym oderwałam dziwnie wyglądający fragment placka. Wpakowałam go do ust. Gorzkie. Bardzo.
— Nie ma za co przepraszać, rozumiem. — Yevgeni znowu się niepewnie uśmiechnął. Wystawiłam przyjaźnie język. Chyba przeżyjemy.

Od Wandy

0 | Skomentuj
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, zauważając, że kilka niesfornych włosów opadło na twarz Hopecrafta, wydostając się z jego koka. Muzyka ucichła, a my zakończyliśmy nasz taniec.
— Dziękuję za taniec — powiedział, przerysowanie i teatralnie kłaniając się przy tym, na co ja odpowiedziałam specjalnie niskim, ale to bardzo niskim dygnięciem z uśmiechem. — Nie miałaby panienka ochoty się czegoś napić? — zapytał po chwili i wyprostował się.
— Z chęcią — odpowiedziałam krótko i zwięźle, bo w końcu po co mówić ciut za dużo, co zazwyczaj i tak robię?
Podeszliśmy w kierunku bufetu, przy czym, przy okazji, zauważyłam Fomę i niebieskowłosego chłopaka, z którym wcześniej miałam przyjemność tańczyć, ciągnących... naszego nauczyciela od sztuk artystycznych w stronę stołu. Nieprzytomnego nauczyciela. No cóż. Oh, i w końcu pojawił się Dexter, na którego twarzy aktualnie malowała się nutka irytacji. Chwilę póżniej mężczyzna "chrapał" spokojnie schowany pod obrusem, mój brat (chyba już po raz kolejny) porwany został przez czarnowłosego pana Davona, niebieskowłosy już zniknął, a ja swoją uwagę zwróciłam ponownie na Hopecrafta, któremu już udało się zdobyć dwa kieliszki wypełnione zielonkawym płynem. Z lekką niepewnością wzięłam od niego napój.
— Jak wrażenia z dzisiejszego balu? — zapytałam, biorąc łyk. Kwaśny. Jabłkowy. Ujdzie w tłoku.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Spoglądasz w stronę, z której dobiegł dźwięk dzwonków, stoi tam cesarz i mówi, że teraz macie zatańczyć Yebogdi, a podarunki, które otrzymaliście, musicie założyć na czas jego wykonania. Teraz dopiero dostrzegasz, że nawet i sam władca ma specjalny krawat. Na twojej twarzy maluje się mina wystraszonego jelenia na autostradzie i zadajesz sobie mnóstwo pytań w głowie czy też wiesz wszystko i jesteś gotów by zaprezentować nową umiejętność? A może jednak postanawiasz schować się pod stołem?


Od Jamesa

0 | Skomentuj
Kim tak naprawdę była ta niewiasta, z jej skłonnością do praktykowania wszystkiego na opak, co powoli zaczynało przeradzać się w kierunku tych bardziej samobójczych zdarzeń. Nie wiem jak inaczej nazwać sytuację, gdy przestraszony kurczak próbuje pokazowo dziobać lisa, najlepiej w sam środek ogona, żeby tylko go w jakiś sposób zainteresować. Skąd ta żądza atencji? Co prawda, to prawda, pewnie panna Przewalska już za młodu była karmiona pustymi formułkami o poprawnym zachowaniu, obowiązującej etykiecie i pochodnych, dobijając biedną matkę, gdy pewnie kręciła głową jak źle wykonana kukiełka.
Poprowadziłem ją na środek parkietu, stanęliśmy w odpowiedniej odległości od innych par, żeby im nie przeszkadzać. I wtedy rozpoczęliśmy proces sunięcia po każdej dostępnej przestrzeni. Powoli, w prawo, lewo, wzajemne kołysanie się w rytm muzyki, pozwalając dziewczynie poczuć się nieco pewniej. To wszystko niedbale, ale nie mechaniczne, z energią zwykle u mnie niespotykaną w takiej ilości. Kilka włosów uciekło z koka, spadając mi na oczy, co ledwie zarejestrowałem w trakcie przypatrywania się, jak Przewalska odpływa w tańcu.
Ten bachor potrafi się uśmiechać w ten sposób? Kto by pomyślał. 
— Dziękuję za taniec, nie miałaby panienka ochoty się czegoś napić? — spytałem po zakończeniu całej tej prowokacji, kłaniając się nieco zbyt teatralnie.

Od Aureliona

0 | Skomentuj
— Jak wrażenia? — spytała, posyłając mi swój firmowy, łagodny, Pelciowy uśmieszek, który był niczym miód na połamane i rozkołatane serce. Poprawiłem łapy pod stołem, byle nikogo nie szturchnąć, to chyba był mój priorytet na ten moment.
Jak wrażenia? Nie było wystrzałowo, fajerwerki jeszcze mnie nie dopadły, towarzystwo jakoś mnie omijało i się krzywiło [powróćmy pamięcią do drogiej damy, która prawie zeszła na zawał, gdy spostrzegła modrego, potężnego stwora].
Źle też nie było, nie miałem na co narzekać. Papu było dobre, tańce śmieszne, a cała uroczystość była niezwykle dostojna. Do tego wygląd sali, zachwycający, zapierający dech w piersiach.
Mimo wszystko musiałem przyznać, że nawet tak piękne widoki, musiały odstąpić miejsca pewnej personie...
— Jest dobrze. Po prostu. — Uśmiechnąłem się szeroko, dziubdziając widelcem w dziwnej potrawce. Mam nadzieję, że na mnie nie skoczy. — A tobie? Jak się podoba?
Rozglądnąłem się po sali, przeskakiwałem wzrokiem z osoby na osobę, mimo że powinienem zerkać na białowłosą damulkę, która spokojnie siedziała u mego boku.
"Panie proszą panów".
Oh nie.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Wszyscy bawili się w najlepsze, a osób pod stołami nieco przybyło. Muzyka także jakaś taka inna, bardziej skoczna i odbiegająca od tej całej elegancji, która panowała przez cały bal. W końcu, trzeba się rozerwać, prawda?


Przejdźmy jednak do rzeczy, a mianowicie do tego, że pewien gentleman w różowym garniturze wręczył ci takie małe, eleganckie pudełeczko. Rozglądając się po sali, zauważyłeś, że każdy dostał coś takiego. Było one niewielkich rozmiarów w kolorze niebieskim, a w prawym górnym rogu znajdowała się żółta kokardka ze sztywnego, lekko prześwitującego materiału. Otworzyłeś je, a twoim oczom ukazał się krótki, wąski, niebieski krawat z żółtymi symbolami słońca, jeśli jesteś mężczyzną. Dla pań przygotowano coś innego, a mianowicie bransoletki wykonane z delikatnego, niebieskiego koronkowego materiału z mnóstwem żółtych i niebieskich kokardek, tak, że nawet z daleka było je widać. No nie przykryjesz tego bluzą, bo ludzie będą się pytać, czemu ci tak ręka spuchła albo czy to jakiś guz. W każdym razie ładne nie ma co narzekać. No dobra, ale po co ci to? Czy już wiesz? Jeszcze nie? Nie martw się, masz trochę czasu na przemyślenia, a tymczasem idź na parkiet trochę poszaleć, póki możesz bądź siedź przy stole i obżeraj się jakbyś przez tydzień jedzenia na oczy nie widział. Co kto lubi!

Od Wandy

0 | Skomentuj
— Pani prosi, sługa musi — odparł, uśmiechając się i wyciągając w moim kierunku dłoń, jak zawsze w skórzanej rękawiczce.
Wyraz twarzy wyćwiczony do perfekcji, w myślach blondyna pewnie pojawił się zupełnie inny. No cóż, co zrobię? Parsknęłam śmiechem, delikatnie kładąc moją dłoń na tej jego, po czym poprowadził mnie na środek parkietu - oczywiście dalej z tym jakże cudownym uśmiechem. Szybka myśl przez głowę, przynajmniej teraz związał te żyjące własnym życiem kudły, a paski rękawiczek w końcu dokładnie włożył do szlufek. I trzeba szczerze przyznać, że zdecydowanie lepiej było mu w koku, ale ta bródka, "dziewiczy wąsik", jakby to mój brat skomentował ze śmiechem, przeszkadzała w osiągnięciu znośnego wyglądu. Chwila.
CO. 
Niepotrzebne myśli wyrzuciłam szybko z głowy, na twarzy znowu pokazał się uśmiech i pozwoliłam poprowadzić się chłopakowi w tańcu, choć przy tym pozwalał w kilku momentach przejąć inicjatywę, czy zaproponować kolejny krok. Hopecraft nie rządził, Hopecraft współpracował, dając drobne wskazówki i pomysły, a jego ruchy, niby niedbałe, były mocne i energiczne, cały czas w gotowości do kolejnej tanecznej figury. I oto ja, w falującej burgundowej sukience, płynąc przez muzykę, wręcz rozpływałam się z rozkoszy płynącej z tańca.
Ja, z opuszczonymi powiekami i marzycielskim uśmiechem na twarzy.

Od Renee

0 | Skomentuj
Białasek prawie odprawił istny armagedon. Krzesła leciały, ludzie się patrzyli, panika wirowała w oczach, a mnie pozostawało tylko śmiać się pod nosem, przez to, jaką fajtłapą się okazał. Pięknie, nie powiem. Gdy już uporał się z piekielnym meblem, uchwycił moją dłoń, a chwilę potem ruszyliśmy w tłum, który, jak bydło, zaczynał paradować na parkiecie. Odnosiłam wrażenie, że oczy za chwilę wyjdą mi z orbit od nadmiernego, intensywnego przewracania nimi.
Czarny garnitur ładnie go opinał, nie powiem, chłopak był... ciekawy. Nie mój typ urody, ale nie można było powiedzieć, że nie był przystojny. Ba, był bardzo urokliwy. Tak.
— A tak ogólnie, to pani wie, jak to się tańczy? Bo przyznam, że ja nie mam pojęcia jak — mruknął niespodziewanie, na co wybuchłam śmiechem, kręcąc z politowaniem głową.
— Miałam nadzieję, że szanowny pan mi to wytłumaczy... — Wysiliłam się na jak najmilszy uśmiech. Nie chcemy straszyć ludzi, prawda, Renee? Nie chcemy. Co wcale nie oznacza, że tego nie robimy. Bo robimy. Z pewnością.
Skończyło się na tym, że starałam się jak najdokładniej papugować kroki par przed nami. Prawie skręciłam kostkę, jakieś pięć do dwunastu razy, z dodatkowymi urazami i siniakami. Mimo wszystko bawiłam się szampańsko, a fakt, że chłopak nie podeptał mi bucików, wprawił mnie w jeszcze większy zachwyt.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Tak, tak, tak ty już dobrze wiesz co, bo po raz któryś słyszysz te dzwoneczki. Zaraz zdarzy się coś specjalnego, jakaś przemowa, jakieś dodatki czy inne atrakcje. Nie możesz się już doczekać, tak?

Do twoich uszu doszły słowa, że panie muszą ustawić się po lewej stronie sali, a panowie po prawej, co poszło wam całkiem sprawnie. No może nie tak do końca, bo jak się wszyscy rozeszli, to nagle znalazła się nasza zguba, którą jest Amadeusz! No kto by pomyślał, że nasz cudowny nauczyciel jest w stanie zachlać się w trupa. Całe szczęście, że Nivan oraz Foma uratowali całą sytuację i szybko podbiegli do nieprzytomnej ofiary magicznego trunku. Jeju! Kto by pomyślał, że pan Remus jest taki ciężki! Co jak co, ale piąteczka na koniec musi być. Taki przykład dla młodzieży, no ja nie wiem! Gdzie jest dyrektor!? A no, jak się okazuje, stoi z boku i obserwuje całą sytuację z niedowierzaniem, a może jednak i się tego spodziewał?
Biedni chłopcy za to próbują za nogę, a to za rękę, a trupek jak leżał, tak leży i co tu zrobić, kiedy wszystkie gałki oczne są skierowane na ciebie i twoje mizerne próby ratunku? Oj, bohaterami to chyba nie zostaniecie moi drodzy. Dopiero po jakimś czasie rozpracowaliście idealny plan i udało wam się zaciągnąć truposza gdzieś pod stół. Oj tak, tam mu będzie miło, ciepło i przytulnie... o ile ktoś go nie podepcze.

Do sali wjechał ogromny biały tort weselny, który zaskakiwał jedynie swoją wielkością, ponieważ prócz jednej ozdoby na samym czubku, był on zupełnie gładki. Sama ozdoba przedstawiała ciała zakochanych w odpowiednich tradycyjnych strojach, a mianowicie panna młoda miała na sobie czarną suknię, a pan młody biały garnitur. Zaraz potem pojawiło się mnóstwo zielonych butelek szampana, który jak się okazało, po wlaniu do przezroczystego kieliszka także był zielony. A to ci nowość!

Za służącymi targającymi skrzynki z alkoholem pojawiły się też cudownie ubrane tancerki. Miały one na sobie czerwony, dwuczęściowy strój wykonany ze specjalnego przewiewnego, delikatnego i niezwykle lekkiego materiału zwanego "hiseci", który podczas najmniejszego ruchu się unosił. Kto by pomyślał, co by było, gdyby wiał tutaj wiatr. Góra ubioru kończyła się tuż pod piersiami, dekolt miał kształt kwiatu lotosu, plecy zakryte, tak samo, jak ramiona, rękawki krótkie. Gdyby nie specjalne, złote i fluorescencyjne nici, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Można było zauważyć inspirację naturą, a dokładniej liśćmi paproci, zarówno tymi dopiero się rozwijającymi, jak i liśćmi złożonymi. Dół stroju był tutaj główną atrakcją, ponieważ dopasowywał się do dekoltu i wyraźnie było widać lotos. Podczas tańca każdy z luźniejszych kawałków materiału unosił się na wszystkie możliwe strony i to właśnie sprawiało, że ten taniec był wyjątkowy. Zadaniem tancerki było opanowanie niesfornego materiału tak, by przedstawiona całość była jednakowa, synchroniczna.

Zaraz po tym znowu usłyszałeś dzwoneczki, a następnie tę oto przemowę:

"Dobry wieczór Panie, Panowie, Panienki i Kawalerzy! Na wstępie pragnę wszystkim przybyłym podziękować z całego serca za obecność na tej jakże dostojnej uroczystości. Ukryć nie możemy, że ten dzień jest dniem wspaniałym, odgrywającym nad wyraz znaczącą rolę w życiu obywateli, jak i dwóch person, do których wieczór zdecydowanie należy. Zgromadziliśmy się bowiem tutaj nie tylko po to, by zjednoczyć wspaniałe miasta, ale również mojego syna, księcia Gavina i księżniczkę Nosferę, jednakże nie paktami, a węzłem małżeńskim. Słowami nie jestem w stanie określić, jak bardzo rad jestem z faktu, iż mój potomek zacznie doglądać nad drugą istotą, a również przy swoim boku będzie miał tak wspaniałą partnerkę, jaką jest droga Nosfera. Moja droga, jestem gotów kwilić z zachwytu nad twym urokiem osobistym, nie mogę zaprzeczyć, iż syn mój ma wspaniały gust. Najwidoczniej odziedziczył go po ojcu, czyż nie?
Poproszono mnie, bym chociaż delikatnie nakreślił to, jak mój potomek zauroczył się bez opamiętania. Opowiedzenie całej historii prawdopodobnie zanudziłoby wszystkich na śmierć, a jesteśmy na weselu, nie pogrzebie, moi drodzy. Powiem tylko, że ich zapoznanie absolutnie mijało się ze znaczeniem słowa "arystokracja", a kolorowe reflektory wyraźnie oświetliły im drogę życia. Nie mam pojęcia, jakim cudem Nosfera ze swoim statusem zgodziła się na dalsze spotkania z moim synem. Widocznie los dopisał im, jak i nam, decydując się na połączenie dzieci szlachciców, a jednocześnie, na rękę nam wszystkim, zjednoczenie miast, które do tej pory zerkały na swe lica dość wrogo. Jednakże jesteśmy tu, czyż nie? Nie mam w zwyczaju przedłużać swych wystąpień niepotrzebnymi historyjkami, pozostaje mi więc tylko życzyć Młodej Parze szczęścia! Wspaniałego pożycia, długiej przyszłości i barwnego życia uczuciowego. Niech wam Stwórca dopisuje, patrzy z nieba, a los kieruje tylko przez bezpieczne ścieżki! Panie i panowie, wznieśmy więc toast za młodą parę, rozbijmy kieliszki i balujmy, póki noc jest jeszcze młoda!"

Piękna przemowa, nieprawdaż? Wzruszyłeś się chociaż trochę, czy jednak zanudziło cię to na śmierć? Co jak co, ale Sarah to ruszyło i to całkiem poważnie. Na ratunek łzom przybiegła Fragonia, której niestety Aoife podstawiła nogę. Czy to tak specjalnie, czy może całkiem przypadkowo? Znowu szum się zrobił i goście jak to goście, zaczęli komentować całą sytuację, ale.... nie bój się, ponieważ teraz w twojej ręce znajduje się ten tajemniczy zielonkawy napój i talerzyk z kawałkiem tortu. Jak ci smakuje? Hmm, dziwny smak, prawda? Spodziewałeś się czegoś innego? Oczywiście, że tak! Zastanawiasz się teraz, jak te istoty mogą jeść coś tak paskudnego, a może jednak ci smakuje? Gorzki tort weselny, kto by pomyślał, nie? A no, to proste! Od słodzenia na balu macie przecież państwa młodych. Niewielkie pocieszenie... a ty teraz boisz się wziąć łyka szampana. A co jeśli jest to też takie... dziwne? Raz się żyje! Co ci tam? Najwyżej umrzesz czy oplujesz swojego sąsiada... Raz, dwa, trzy... o proszę, nie takie złe. Słodko-kwaśne? A może to jabłka? Trochę podobne.


Kto tym razem padł ofiarą nauczycielek tańca? Jest to nie kto inny jak panna Nemain, która z ogromną chęcią obserwowała ruchy drugiej kobiety, powtarzała je, jak i wysłuchała całej formułki, co i jak należy robić: "Muzyka ponownie zaczyna grać, tym razem jest ona bardziej rytmiczna, skoczna, co idealnie wpasowuje się do fazy następnej. Kobiety opuszczają wzrok i cały czas trzymając w swoich palcach spódnice zaczynają szybko przeskakiwać z prawej nogi na lewą, stopę uniesioną zawsze mają z tyłu, skrzyżowaną z przeciwną. Dłonie kierują w kierunku przeciwnym do nogi, na której stoją. Mężczyźni klaszczą przy każdym przeskoku, a co czwarty uderzają (tym razem ma być jak najgłośniej!) butem o podłogę. Partnerzy zaczynają się do siebie zbliżać, a gdy znajdują się na wyciągnięcie dłoni, kończą taniec głośnym "Acz!", akcentując ostatnią głoskę, przy czym kierują prawą rękę do góry." No i fajnie, tylko ciekawe ile z tego zapamięta, gdy przyjdzie odpowiednia pora.

Od Fomy

0 | Skomentuj
Oto ja. Stojąc gdzieś pod ścianą z całkiem ładnym kieliszkiem ichniejszego alkoholu, rozglądałem się dookoła, szukając pana "wiadomookogochodzi". Pana, którego, choć wysoki jak wszelkie wieżowce, nie mogłem za nic dostrzec. Czarnowłosej cholery przyprawiającej mnie o zawał prawie każdego dnia. Zdecydowanie ukochanego dupka, który w jakimś momencie naszej znajomości bezpardonowo skradł mi serce i zdecydowanie nie miał ochoty, aby je oddać, co mi bardzo pasowało.
Westchnąłem, po czym oparłem głowę o ścianę i po prostu spojrzałem na sufit. Może to ja tym razem będę królewną w opałach, którą musi znaleźć jej książę? Szczerze mówiąc, i tak bym pewnie go nie dostrzegł. Pary ponownie zaczęły szaleńczo wirować, a ja nie miałem, co podziwiać, może oprócz mojej siostry, która wyciągnęła Hopecrafta na środek i pewnie właśnie teraz puszyła się jak paw swoją zdobyczą, lub nie. Bo co miałbym zobaczyć? Nowy taniec? Panie, które ewidentnie nie potrafiły poprowadzić odpowiednio swoich stóp po parkiecie? Panów, którzy nie trzymają ramy, garbią się, a partnerki pozostawiają same ze sobą? Błagam!
Westchnąłem, opuściłem wzrok na moje buty, biorąc kolejny, mały łyk magicznego napoju dla odwagi i oto on, mój książę przybył. Niepostrzeżenie, po cichu (choć pewnie to ułatwiła mu grająca orkiestra), ale jednak. Złapał mnie w końcu, w dodatku z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
— Jak się bawisz? — zapytał, a ja podniosłem wzrok i, mogę przysiąc, moje serce wręcz stanęło na krótką chwilę, a powietrze utknęło w płucach.
Cholera, nawet nie wiecie, jak my dobrze w przyczesanych do tyłu włosach w połączeniu z szelmowskim uśmiechem, błyskiem w moich ukochanych szmaragdowych oczach i garniturem. Odzyskałem przytomność, wyprostowałem się, odchrząknąłem i powróciłem do żywych z najszczerszym uśmiechem.
— Widzę, że podchodzenie do mnie coraz lepiej ci wychodzi. Co do pytania, może być, choć mało interesujących person się tu kręci, więcej tych... No, sam wiesz — stwierdziłem pobłażliwie, mrugając do Dextera. — Tańce też mają ciekawe... — dodałem, obserwując parkiet i dokładnie w tym momencie jakaś kobieta praktycznie uratowała się od spotkania z deskami. Parsknąłem śmiechem, nie mogąc tego powstrzymać, choć wiem. Nie powinienem. Ale co zrobić, jak humor tak magicznie się poprawia? — No i trochę zestresowany, trzeba przyznać. Dawno nie tańczyłem, dawno nie byłem, dawno się nie bawiłem, a noga chyba znowu zaczyna szwankować. — Westchnąłem i przeniosłem wzrok na chłopaka. — Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, ale nieźle się ukrywałeś. A jak twoje wrażenia?

Od Dextera

0 | Skomentuj
To. Był. Pierdolony. Żart. 
Czekałem wieki, żeby w końcu znaleźć odpowiednią okazję, żeby pogadać z pewną osobą. Czaiłem się przez połowę pierwszego semestru, szukałem dogodnej chwili, wszystko musiało być idealne, piękne, dostosowane do naszych potrzeb, a w praktyce motałem się teraz jak oszalały po całym pomieszczeniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ani tutaj, ani tam, co za pierdolony żart. 
Kręciłem, szukałem, a rozwiązania brak. 
Jak przez mgłę orientowałem się, ze przelatywały kolejne punkty całej imprezy. Skończyłem tańczyć z Vanilą, posłałem jej przepraszający uśmiech, choć doskonale wiedziała, że raczej nie spędzę z nią dłuższej chwilki, to przecież wypadało. No i sam fakt, że była przyjaciółką Hery, a Ruda by mnie zabiła, gdybym pozwolił źle się bawić i stać cały czas przy ścianie jej najdroższej, najbardziej wyjątkowej przyjaciółeczce pod słońcem, a raczej ogniem.
Ulotniłem się szybko, chcąc zignorować zachętę do "Panie proszą panów", co się nie bardzo udało, ponieważ robiłem za królika doświadczalnego, będąc wziętym na sam środek.  Nie był to najbardziej lotny pokaz moich umiejętności tanecznych, ale bez przygotowania nie mogłem zrobić więcej, niż starać się nie deptać stóp partnerki. 
Dlatego zaraz po skończonym pokazie szybko ewakuowałem się, gdzieś w kąt. 
Gdzie przyuważyłem Fomę, do którego podszedłem z uśmiechem.
— Jak się bawisz? — spytałem. 


Od Jamesa

0 | Skomentuj
Szczerze przyznam, że zgłupiałem i nie wiedziałem, co robić. Kręciłem się w tłumie, szukając znajomych twarzy, a prawda była taka, że ludzi było dużo. I jeszcze więcej, a ja z każdą sekundą coraz bardziej traciłem orientację w terenie. Jakieś ogłoszenia, jakieś dzwonki, jakieś propozycje tańca...? Panie, o czym wy mi tu mówicie, ja jeszcze swoich nie znalazłem, obcych swoją drogą również nie. A to wszystko było puste, nieznane, wokoło obca muzyka, obcy ludzie, obce otoczenie. Zaczynałem wątpić, że to wszystko nie jest przypadkiem jakimś dziwnym snem, urojoną wizją, sztuczną halucynacją. 
I właśnie wtedy podbiło do mnie ucieleśnienie cnót wszelakich, młodsza siostra starszego Przewalskiego, która w zeszłym roku praktycznie prosiła się o ustawienie jej do pionu. Gdyby Heather nie weszła w tamtym momencie do pokoju, zaczynając wrzeszczeć... 
A mimo tego, nadal igrała z ogniem? To przypadkiem nie jest u nich rodzinne, bo zaczynam bać się o zdrowie psychiczne Dextera, jeżeli ma spędzić resztę życia (pierścionek stał się tematem tabu) z odpowiednikiem buchającej bomby. 
— Widzę, że dobraliśmy się kolorami. — Parsknęła śmiechem, tak bardzo uroczym, a jednocześnie brzmiącym dla mnie na tak bardzo wystudiowany. — Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć? — zapytała, przekręcając zabawnie głowę. W odpowiedzi posłałem jej szeroki uśmiech, wyciągając teatralnym ruchem dłoń i kłaniając się nieco.
— Pani prosi, sługa musi — odparłem z rozbawieniem, prowadząc dziewczynę na parkiet.  

Od Adama

0 | Skomentuj
Wyglądało na to, że nie przeraziłem całkowicie uczennicy, tyle dobrego. Wolałem uniknąć większych czy mniejszych skandali, zwłaszcza, że jeden, dotyczących zbyt bliskich kontaktów między kadrą a tymi bachorami... Cóż, można powiedzieć, że stawał się coraz bardziej niewygodny, coraz mniej elastyczny. Oczywiście, Cesarstwo nie widziało zbyt wielkich problemów do sytuacji tego rodzaju, w końcu związki tego rodzaju pomagały umacniać pozycje społeczną danych rodzin. Mentor łatwo wprowadzał ucznia w rejony sztuki nauczania, pozwalając mu wspiąć się po fałszywej drabinie przekonań i osobistych wartości. 
Prowadziłem pewnie, starając się dopasować do wzrostu dziewczyny. Nie było to aż tak komfortowe, ale zawsze ułatwiało jej taniec. Skąd pochodziła? To nie była jedna ze stypendystek albo coś? Pewnie nie miała zbyt dużo do czynienia z oficjalnymi tańcami.
— Dziękuję za taniec. — Skinąłem pannie głową, dziękując prostym uśmiechem i słowem. Następnie odszedłem na bok, szukając wzrokiem reszty moich uczniów. Kto wie, co teraz wyprawiały te małolaty, równie dobrze już dawno mogli napluć do ponczu i zaplanować zabójstwo Cesarza. Nie takie rzeczy się zdarzały. A profesorowie... Cóż, nie czułem się zbyt pewnie, zostawiając ich z tą łamagą życiową, Nibyłowskim i, co gorsza, ćpunem Remusowym. Gdzie jesteście, moi uczniowie? 

Od Heather

0 | Skomentuj
Chłopak zawiązał sobie amulet szczęścia na dłoni, a ja miałam chwilę, żeby uważnie się mu przyjrzeć. Niezwykła bladość chłopaka rzucała się w oczy, mimo panującego wokół mroku. Jedyne światło pochodziło od kryształów, które nie były w stanie wystarczająco mocno oświetlić całego pomieszczenia. Ludzie ledwo widzieli, co jedli, nie wspominając o przyglądając się towarzystwu. Z jednej strony tworzyło to niesamowitą atmosferę, a z drugiej od czasu do czasu moje uszy wychwytywały nieregularne stuknięcia obcasów, jakby w tym całym harmiderze panny i panienki starały się maskować drobne potknięcia. 
Taniec rozpoczął się szybkimi obrotami, które zakręciły mi nieco w głowie. Krok do przodu, jeszcze jeden, kolejny i kolejny, następny ciąg ruchów, z każdą chwilą nieco bardziej skomplikowanych do powtórzenia. Zamiana partnerów, która praktycznie pojawiła się znikąd. Jak mogłam nie zauważyć ją w ferworze całego wcześniejszego pokazu tańca? Prawa noga, dostawienie lewej. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Szybkie zatrzymanie, naśladowanie ruchów dziewczyny przede mną. A to w tą, a to w tamtą. 
Zakręcona nawet nie zauważyłam, gdzie w całym tańcu zniknął mój początkowy partner. Dostrzegłam go dopiero po zakończeniu tego całego ambarasu. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i skinęłam głową w ramach podziękowania.
Rozglądałam się po całym pomieszczeniu, szukając znajomych twarzy. A może jednak, a może jednak? 

Od Amadeusza

0 | Skomentuj
Nie wiem, jaką łamagą musiała być ta dziewczyna, skoro taniec wychodził jej nawet gorzej ode mnie — trzydziestoletniego emeryta, którego krzyż odmawiał posłuszeństwa częściej, niż osoby w rzeczywistym wieku geriatrycznym. No cóż, zostało mi tylko jakoś przetrwać te kilka minut notorycznego skręcania kostek... Tak...
Gdy skończyliśmy, czym prędzej się ulotniłem, jak najdalej, w bezpieczne miejsce, gdzie będę mógł przesiedzieć resztę balu. Sam na sam z kieliszkiem i paczką papierosów, która, znając życie, pójdzie na raz. Zasady miałem absolutnie gdzieś, uciekłem do jakiegoś bocznego pomieszczenia, zaszyłem się w taktycznym lokum, czyli tam, gdzie było dość przewiewnie, a potem ruszyła karuzela tytoniu, który zmienił moje płuca w czarną breję dobre trzynaście lat temu. Teraz tylko czekać, aż to skamienieje, a ja sam się uduszę. Niezwykle optymistyczna opcja, nie powiem. Ciekawe, co mnie szybciej zaprowadzi do grobu, spaliny z tej drobnej zwijki, skok z dachu po zbyt dużej dawce alkoholu, czy może złoty strzał? A może po prostu wypruję sobie żyły i się na nich powieszę? Ktoś chce postawić zakład? No dalej, nie wstydźcie się!
Ignorowałem wołania do posiłków, tańców, czy czegokolwiek innego.
Odkorowanie się było moim priorytetem na ten moment.

Od Yevgeniego

0 | Skomentuj
Youkami – ładne imię. Nie wyglądała na jedną z tutejszych mieszkanek, a z uczelni jej nie kojarzyłem, więc prawdopodobnie była z innego wymiaru, uniwersum, planety, licho wie. Rozejrzałem się po otoczeniu i zobaczyłem, że większość osób już schodziła z parkietu, a po zaliczeniu wędrowała w stronę stołów. Zerknąłem na dziewczynę, która nerwowo bawiła się ogonem i rzucała spojrzenia w ich kierunku. Uśmiechnąłem się lekko, nieco niepewnie i wyciągnąłem ramię nieśmiało.
— Panienka pozwoli? — spytałem, ruchem głowy wskazując stoły, przy których zgromadziła się już niemała liczba ludzi.
W tle rozbrzmiał komunikat "Panie proszą panów" i wtedy zaczęła się bieganina oraz głośny stukot licznych obcasów o podłogę. Nie musiałem nawet odwracać głowy, by wiedzieć, że to panie uradowane faktem, iż mogą wziąć sprawy w swoje ręce, od razu rzuciły się na łowy. Jak dobrze, że mnie sobie darowały, a część już zgromadziła się wokół poszczególnych panów. Przekrzywiłem rozbawiony głowę, a mój chichot zagłuszył hałas butów.
— Chyba, że chcesz kogoś zaprosić do tańca.

Od Dorina

0 | Skomentuj
Po ogłoszeniu władcy dotyczącym tańca zobaczyłem kierującą się w moją stronę dziewczynę. Nie do końca wiedziałem czy idzie konkretnie do mnie, czy do jakiegoś innego jegomościa, chociaż nie sądzę, żeby chciała tańczyć konkretnie ze mną. W końcu nie za wiele znajdzie się osób, które z własnej nieprzymuszonej woli zechcą ze mną zatańczyć.
— Witam. Czy uczyniłby pan mi ten zaszczyt i zatańczyłby pan ze mną?  
Uśmiechnąłem się do niej, o ile można to tak nazwać, dawno tego nie robiłem, więc ten gest mimiczny raczej wyglądał jak grymas, ale liczą się chęci.
— Oczywiście, madame — odparłem pogodnie, cóż, chyba towarzystwo pijanych osób nie za bardzo mi sprzyja.
Po wypowiedzeniu tych słów chciałem szybko wstać i odejść od suto zastawionego stołu, ale niestety coś chyba nie wyszło. Mianowicie krzesło, na którym raczyłem umieścić swoje szanowne cztery litery, postanowiło ni stąd, ni zowąd przetestować swoje możliwości lotnicze i poleciało do tyłu. Na szczęście zdołałem je chwycić tuż przed tym, jak głośno gruchnęło o podłogę i ostrożnie postawiłem je przy stole. Niestety przez to sytuacja stała się lekko niezręczna, ale miałem nadzieję, że lekko ją załagodziłem, odchodząc od winowajcy tego zdarzenia i podchodząc do dziewczyny. Dopiero teraz przyjrzałem się jej dokładniej. Jej długie zielono-pomarańczowe włosy spływały falami na plecy,  lekko się zakręcając na całej długości. Na jej twarzy widać było kilka kolczyków i charakterystyczne jadowite oczy, które wydawało mi się, że spoglądały na mnie z lekkim rozbawieniem. Miała na sobie czarną sukienkę, więc szczerze mówiąc, mogła później skoczyć na jakiś pogrzeb w okolicy. Chwyciłem ją za bladą jak nieotynkowana ściana dłoń i ruszyliśmy do ustawiających się par.
— A tak ogólnie, to pani wie jak to się tańczy? Bo przyznam, że ja nie mam pojęcia jak  — powiedziałem do dziewczyny.

Od Shadowa

0 | Skomentuj
Stałem obok stołu i wpatrywałem się w grupę ludzi swobodnie chodzącą po sali. Wszyscy tańczyli,  a ja stałem jak ostatni idiota przy stole naprzeciw pijącej pary.
— Co tu robić, co robić?  — pomyślałem i rozejrzałem się po sali.
Kątem oka zauważyłem, że kilku ludzi patrzyło się na mnie, jakby domyślili się, że nie jestem taki jak oni. Moja blada cera wiele ujawniała, ale przecież mogli też pomyśleć, że mam anemię, nie? Przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie mogłem przecież cały czas stać bezczynnie, musiałem się czymś zająć i normalnie wyglądać. Odszedłem od stołu i udając, że tańczę, przeszedłem przez grupę ludzi. Podszedłem po kubek na picie, nalałem sobie trochę i z obecnego miejsca obserwowałem sytuację na parkiecie.
— A teraz wszystkie, proszą panów. Biały walc to u nas "Bobamy Wirikac" i jest to tradycyjny taniec w samym środku balu. Zapraszamy! — powiedział ktoś z głębi sali. 
Zanim ogarnąłem, co się dokładnie dzieje, podeszła do mnie jasnowłosa kobieta w pięknej,  granatowej 
— Mogłabym prosić pana do tańca?  — zapytała z uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniłem uśmiech i poszedłem za nią na parkiet, wyjmując z kieszeni indiański amulet szczęścia i obwiązując sobie nim dłoń.

Od Pelagoniji

0 | Skomentuj
Zastanawiałam się, czy ktokolwiek się dziś wywinie przed tańcem. Nawet ci najwięksi przeciwnicy tańca zostali wyłapani i wypchani na parkiet z panią bądź panem. W moim przypadku było identycznie, ale akurat powodem nie była niechęć do sunięcia po parkiecie w obrotach i figurach, a brak pary. Cóż, znalazłam. I muszę przyznać, że tańczyło się przyjemnie, nader łatwo, pomimo moich sztywnych kroków i jednego czy dwóch przydeptania stopy.
Z niepewnym uśmiechem dygnęłam, po czym zeszłam z parkietu, oddychając już lżej. A potem prawie dostałam zawału.
— Pelciu, kochanie ty moje, ratuj mnie!
— Hortensja? — pisnęłam cicho, czując, że plączą mi się nogi i upadnę, ale ku mojemu szczęściu zaraz wylądowaliśmy przy jednym ze stołów. Zamrugałam zdziwiona, spoglądając na chłopaka z mieszaniną różnych uczuć, głównie oszołomienia, rozbawienia i zaskoczenia.
— Przed kim bądź czym, mam cię ratować, Hortensjo? — spytałam już bardziej ogarnięta i obróciłam się w jego stronę, prostując się. Uniosłam kąciki ust w radosnym uśmiechu. Nie sądziłam, że zdołam go znaleźć w tym tłumie, ale z drugiej strony trudno było go przeoczyć. Mimo wszystko cieszyłam się, że jednak uda mi się z nim trochę pobyć na balu.
— Jak wrażenia?

Od Sarah

0 | Skomentuj
Chwycił pewnie moją dłoń i zaprowadził na środek parkietu. Ustawiliśmy się za innymi parami i przygotowaliśmy do tańca. Starałam się powtarzać ruchy dziewczyn przede mną, by nie zawieść partnera moim brakiem umiejętności w tej dziedzinie. Położyłam lewą rękę na jego dłoni, a drugą na boku. Nagle ruszyliśmy jak z kopyta. Pierwszy krok, drugi krok i... błąd. Brawo ja za chęci. Starałam się odpędzić negatywne myślenie chociaż na chwilę, by skupić się na tym, co mam robić. Kolejne kroki szły coraz lepiej i lepiej, póki się nie potknęłam o własne nogi. Jedynym pozytywem w tej sytuacji był mój partner, który nie pozwolił mi upaść i w czasie tańca złapał mnie, z powrotem stawiając do pionu. Odetchnęłam jeszcze głęboko i skupiłam się na krokach.
Po skończonym tańcu i męczarniach było mi wstyd... za siebie oczywiście. Chwilowe oklaski za taniec i cisza. Przez chwilę zastanawiałam się o co chodzi, lecz tłum gapiów wszystko mi wyjaśnił.
"Drodzy przyjaciele! Cieszę się, że mogę was gościć w tym specjalnym dniu, z tej okazji moi kucharze, najlepsi w całym Oblivium, przygotowali specjalną ucztę."
Dopiero po jego słowach zrozumiałam jak bardzo jestem głodna.
"... życzę smacznego!"
Cesarz skończył przemowę, a cała zgraja ludzi ruszyła do stołów. Przez to całe zamieszanie zgubiłam mężczyznę, z którym tańczyłam. "No to brawo" skarciłam się. Powoli i spokojnie ruszyłam w stronę stołów. 

Od Renee

0 | Skomentuj
Nie ruszałam się z miejsca. Siedziałam cicho, tam, gdzie znalazłam się na samym początku balu, z uwagą obserwowałam wszystkich naokoło, przeczesując palcami włosy. Ściągnęłam brwi, spuściłam głowę, gdy dostrzegłam, że kolejna młoda dama została zaciągnięta do tańca, podczas gdy mnie obdarowywano tylko krzywymi spojrzeniami, prychnięciami i znakami krzyża. Nawet ten niebieski mutant pochwycił do tańca jakąś białowłosą panienkę...
Zaczęłam kręcić kółka kciukami, wydęłam wargi.
Było mi po prostu smutno.
Szczur dodatkowo przeskakiwał z kwiatka na kwiatek, porywał kolejne kobiety, omamiał je tym walonym, szpanerskim uśmieszkiem, a potem szybko zmieniał obiekt zainteresowań. Bez większego problemu. Idiota, skończony idiota, dyma wszystkich, jak leci. To wszystko dodatkowo napędzało mi korbę i sprawiało, że pragnęłam, tylko by ten bal się zakończył. Już dosłownie wszystko zaczynało mnie wkurwiać. Nie irytować, wkurwiać.
Przegrzebanie widelcem pierwszej lepszej potrawy, jakiś befsztyk, czy kij wie co, ważne, że zjadliwe i pachniało w miarę.
„A teraz wszystkie panie, proszą panów!”
Westchnęłam cicho, zerkając ze znużeniem na otoczenie, gdzie nagle wszystkie dziewczyny dostały szajby i runęły na najbliższych partnerów, jakby nie pamiętały o czymś takim, jak savoir-vivre. Nie, żebym ja o nim pamiętała...
Podniosłam się leniwie z miejsca, przydałoby się chociaż raz zatańczyć i nie być, jak ten kołek.
Pierwszy lepszy partner, pierwszy lepszy partner, pierwszy lepszy pa...
— Witam. Czy uczyniłby pan mi ten zaszczyt i zatańczyłby pan ze mną? — Pytanie skierowane do białego mężczyzny, szczycącego się złotymi, niezwykle dużymi oczami, krzaczastymi brwiami i tymi uszami.
Bo czemu by nie?

Od Dorina

0 | Skomentuj
Taniec na całe szczęście nie okazał się kompletną klapą. Na tle innych par wyszliśmy po prostu przeciętnie. Oczywiście nie obyło się bez wpadnięć na poruszający się przed nami duet i kilku zdeptanych butów, ale przyznam szczerze, najgorzej nie było. Po chwili zaproszono nas do stołów, a brunetka gdzieś mi zniknęła. Rozglądałem się za nią jeszcze przez chwilę, ale siłą rzeczy rozdzielił nas wygłodniały tłum. Znowu znalazłem się w zbiorowisku obcych mi ludzi i nie mogłem znaleźć żadnej znajomej twarzy. Nie zważając na to, usiadłem na pierwszym wolnym miejscu, ale poczułem, jak jakaś szurnięta, różowa kobieta ze skórzanym kijem zaczęła mnie walić po plecach i krzyczeć coś w niezrozumiałym języku. Hmmm... Czyżby jakiś fetysz władcy? Możliwe, możliwe... Nie mogąc dłużej tego wytrzymać, ewakuowałem się na drugi koniec sali, ze strachem obserwując poczynania dziwaczki. Na szczęście jakimś walonym cudem udało mi się uniknąć kolejnego tańca, który polegał mniej więcej na jak największym obmacaniu partnera, tudzież po prostu na wolnym snuciu się po sali. Lawirowałem między parami, udając, że po prostu szukam partnerki. Na szczęście ta różowa kobieta więcej już nie biła ludzi. W końcu udało mi się dorwać do stołu i po beznadziejnie długim szukaniu, nareszcie odnalazłem swoje poprzednie miejsce i karteczkę z moim imieniem. Z radosnym westchnięciem umieściłem swoje szanowne cztery litery na krześle i zabrałem się za jedzenie. Tak, po tym całym cyrku straszliwie zgłodniałem. Zacząłem nakładać sobie wszelkiego rodzaju przekąski, nie zważając na nieprzychylne spojrzenia kierowane w moją stronę. Po prostu zachowałem jak zwykle kamienny wyraz twarzy. Byłem w trakcie jedzenia soczystego mięsa w dziwnym sosie przypominającym maź, gdy król, cesarz czy kim on tam był, zaczął mówić.
— A teraz wszystkie panie, proszą panów! Biały walc to u nas "Bobamy Wirikac" i jest to tradycyjny taniec w samym środku balu. Zapraszamy! — Jego podniecony kolejnymi atrakcjami głos rozległ się po pomieszczeniu. Aż mi z wrażenia wypadł widelec z dłoni.

Od Wandy

0 | Skomentuj
Tak, po prostu zgłodniałam. Każdemu może się zdarzyć. Najważniejsze, że nie ubrudziłam sukienki, ani całej swojej twarzy. Może jadłam ciut za szybko, ale cóż... Tak jak powiedziałam na samym początku - zgłodniałam. Gdy tylko skończyłam napełniać pusty żołądek jedzeniem, wstałam od stołu z kieliszkiem i zaczęłam się przechadzać, szukając wzrokiem znajomych osób. Foma stanął gdzieś przy ścianie i lekko pochylony do przodu, wręcz przygarbiony, obserwował uważnie wszelkie sytuacje z błyskiem w oku, choć doskonale wiedziałam, że przy tym szukał również pewnego czarnowłosego pana, którego, jakimś cudem, nie dane było nam jeszcze ujrzeć. No cóż.
I oto zaczęła grać muzyka, a całe towarzystwo zaczęło wstawać od stołu. W tym pewien blondwłosy pan, który wyjątkowo tym razem zdecydował się uporządkować złote kudły i związać je w koka. Tyle dobrego. Zwłaszcza jeżeli role się zamieniają i to panie proszą panów. Miał na sobie (rozpiętą) burgundową kamizelkę, a pod szyją zawiązany niedbale pasiasty krawat. No cóż, co ja na to poradzę?
Odstawiłam ukradkiem kieliszek, podniosłam wzrok ciut wyżej i wolnym krokiem, rozkoszując się przy okazji grającą coraz głośniej muzyką podeszłam do Jamesa.
— Widzę, że dobraliśmy się kolorami. — Parsknęłam śmiechem, łapiąc jego uwagę. — Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć? — zapytałam, uśmiechając się i przekręcając lekko głowę w lewą stronę.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj
Czy to znowu ten dźwięk, czy może tylko jakieś omamy słuchowe? Bal ma się bardzo dobrze, a alkohol się przelewa jednym mniej, drugim więcej i kto tu ma rację? Sądząc po tańcach niektórych osobników, ci bardziej skromni unikną tłumów gapiów i śmiechów z każdego końca sali. Niby takie eleganckie przyjęcie, a tu proszę jakiś breakdance. Swoją drogą, nawet sam cesarz się uśmiał, widząc te nieziemskie ruchy panny Gangreny. Czy to taka rasa, a może po prostu alkohol?

Cisza zapadła, a do naszych uszu doszła pewna informacja "A teraz wszystkie panie, proszą panów! Biały walc to u nas "Bobamy Wirikac" i jest to tradycyjny taniec w samym środku balu. Zapraszamy!"


No kto by pomyślał, prawda? Jak to tak? Panie? Panów? Toż to jakiś skandal czy inne ustrojstwo wymyślone przez feministki! A ty moja droga księżniczko, odważysz się poprosić księcia, czy może dźga cię to w twą godność? No... ewentualnie możesz być jak Sarah czy też Vene... pewnie teraz, zamiast prosić panów to poczekacie, bo przecież trzeba się wyróżniać!

Na sali nadal znajdowały się te dziwne osoby, które uczyły tańca i tym razem jedna z panienek zaczepiła pana Dextera. Wzięła go za rękę i poprowadziła gdzieś na bok, po czym przedstawiła się jako Gdi i wytłumaczyła ci wszystko, jednak ani trochę jej nie słuchałeś. Trochę wtopa, prawda? Nie wiesz po co, ani na co i dlaczego, ale postanowiłeś się chociaż trochę skupić i zapamiętać ten taniec... albo chociaż kawałek: "Pary zaczynają fazę obrotów, kobiety podążają do przodu, mężczyźni do tyłu, po czterech uderzeniach w bęben, które następują po około czternastu krokach, następuje zmiana - teraz partnerki poruszają się w tył, a panowie do przodu. Panie zawsze zaczynają prawą nogą, dostawiając do niej lewą, mężczyźni lewą, analogicznie dostawiając nogę przeciwną.Pary gwałtownie zatrzymują się wraz z muzyką, na sali następuje cisza. Panowie trzema podskokami oddalają się od swoich partnerek na odległość około ośmiu stóp, odbijając się z prawej nogi, a dłonie mając splecione na swoich plecach. Kobiety w tym czasie lekko unoszą spódnice swoich długich sukni do góry i lewym obcasem stukają o prawy." 

Od Aureliona

0 | Skomentuj
Zatańczyliśmy ten jeden, krótki, symboliczny taniec. Alex był sztywny, nieco wybity z rytmu, dostrzegałem jego spanikowany wzrok, padający na inne pary. Starał się powtórzyć za wszelką cenę wszystkie ruchy i nie wyjść na skończonego idiotę. No, a ja starałem się być jak najlepszym partnerem w tańcu, chciałem go jak najlepiej poprowadzić, byle załapał trochę pewności.
No, a potem nas rozdzielono, wręcz siłą. Mnie przeznaczyli dla jakiejś różowej świruski [jakbym ja, niebieski, był całkowicie normalny], która przez większość czasu gadała o tym, jak to żółta sukienka jej pasuje, ale i tak założyła zieloną, bo uznała, że czemu by nie. Swoją drogą, w żółtej wyglądałaby o niebo lepiej.
Paniczne rozglądnięcie się po sali, ratunku, cholera jasna, co ja tu robię.
Lewo, prawo, lewo. Przeproszenie dziewczyny i bieg z przeszkodami do znajomej persony.
— Pelciu, kochanie ty moje, ratuj mnie! — pisnąłem, dobiegając już do dziewczyny i biorąc ją w obroty do dwóch najbliższych, wolnych miejsc. Zjemy na spokojnie, pogadamy, a ja zapomnę o istnieniu innych ludzi, tak, to dobry pomysł, już nikt nieznajomy mi nie wejdzie w paradę, już nie będę musiał słuchać o śmierdzących stopach cioci Maryli, przez którą różowa nie mogła założyć ulubionych chodaków.

Od Youkami

0 | Skomentuj
Przeżyliśmy, yey. To był najbardziej niepewny moment w moim życiu. Nie było najlepiej, no, ale zawsze mogło być gorzej
Gdy już myślałam, że nic się nie stało i nie stanie, po oblaniu niezidentyfikowanym napojem, przyszedł czas na kolejne nieszczęście. Dokładniej mówiąc na przygniecenie przez poznanego chłopaka. Pisnęłam cicho, upadając na ziemię. Niemal natychmiastowo po zetknięciu z podłożem, nastolatek poderwał się jak oparzony.
— Przepraszam! Jesteś cała? — Usłyszałam nieco spanikowany głos. Uniosłam się i usiadłam. Zaczęłam masować obolałą głowę.
— Tak, wszystko okay... — mruknęłam niewyraźnie. Zauważywszy wyciągniętą w moją stronę rękę, delikatnie chwyciłam ją i z pomocą chłopaka wstałam. — Youkami jestem. — Uśmiechnęłam się przyjaźnie do niego, na co ten także odpowiedział lekkim uśmiechem.
— Yevgeni. — odparł, cofając dłoń.
Kątem oka patrzyłam na resztę sali. Parkiet opustoszał, tłumy zaczęły gromadzić się przy zastawionym wszelakimi potrawami, długim stole. Opuściłam uszy. Bądź co bądź byłam nieco głodna. Brak jedzenia dawał się we znaki, nawet jeśli nie miałam ochoty pchać się w skupisko ludzi i innych stworzeń. Spojrzałam na Yeva przepraszająco. Złapałam nerwowo ogon. Ta nieśmiałość kiedyś mnie zgubi. Zdecydowanie.

Od Jocelyn

0 | Skomentuj
Taniec z dyrektorem okazał się wyjątkowo łatwy i przyjemny. Prowadził mnie gładko, jednak nie na tyle sprawnie, żebym czuła się jak ostatnia oferma. Wcześniej nigdy nie miałam kontaktu z dyrektorem, więc teraz byłam miło zaskoczona. Co prawda pewnie nie będę miała nigdy więcej okazji z nim porozmawiać, ale i tak było bardzo miło.
Kiedy wykonaliśmy ostatnią figurę, muzyka ucichła. Zrobiłam mały kroczek w bok, czując się nieco niezręcznie. Zbawił mnie dźwięk dzwonka, który rozległ się w sali. Wszyscy prędko odnaleźli jego źródło. Cesarz stał na podwyższeniu i nie każąc nam zbyt długo czekać, zaczął mówić:
— Drodzy przyjaciele! Cieszę się, że mogę was gościć w tym specjalnym dniu, z tej okazji moi kucharze, najlepsi w całym Oblivium przygotowali specjalną ucztę. Takiego jedzenia jeszcze świat nie widział, a składniki były przygotowywane przez wiele lat, by teraz mogły gościć na waszych stołach. Zapraszam wszystkich do stołu i życzę smacznego!
Poczułam ślinę zbierającą się na języku. Nawet nie wiedziałam, że byłam aż tak głodna. Może będę miała okazję spróbować jakiegoś mięsa z egzotycznych zwierząt? Byłam zdecydowanie gotowa na degustacje nowych dań. Nie wiedziałam tylko, czy powinnam odejść od dyrektora, starając się mu nie narzucać, czy towarzyszyć mu przy stole zabawiając rozmową. Zerknęłam na mężczyznę z ukosa, mając nadzieję, że da mi jakąś wskazówkę.

Mistrz Gry

0 | Skomentuj

Znalazłeś już swoje miejsce przy stole i rozglądasz się za czymś dobrym. Niestety, jedzenie nie przypomina ci niczego, co znasz, więc sięgasz po to, co masz pod ręką. Czy to ciasto? A może jednak kurczak? Nieważne, coś trzeba zjeść i kiedy już sięgasz po kawałek jedzenia, ktoś szturcha cię w ramię. Odwracasz się i widzisz zielonowłosą kobietę, która patrzy na ciebie wrogo. Jak się okazało, nie wolno ci tu siedzieć, ponieważ na sali są jeszcze stojące panie, już nie mówiąc o tym, że ty gdzieś swoją zgubiłeś. Oh, jaki pech! Póki nie znajdziesz towarzyszki, będziesz musiał głodować, więc rusz tyłeczek z krzesełka i leć na podbój kobiecych serc!

Ty zaś moja miła, stoisz sobie grzecznie na sali i obserwujesz, co tu się wyprawia. Całe szczęście, żeś nieśmiała, to się tutaj ceni i nim zdążyłaś się obejrzeć, masz przy sobie stado przystojnych mężczyzn. Oni tylko czekają na twoje pozwolenie, by mogli porwać cię do stołu. Nie jesteś jednak pewna, czy chodzi im tylko o jedzenie, czy jednak masz w sobie coś takiego... specjalnego.

Niektórych troszeczkę poniosło, co nie spodobało się Thune. Tak, moi panowie, to o was tutaj chodzi. Po skończonym tańcu, który już był niesmaczny, postanowiliście usiąść obok siebie przy stole. Co to, to nie! Wasza opiekunka za pomocą skórzanego kijka klepnęła was po tyłkach i trochę was to zabolało. O co chodzi? A no o to, że mężczyzna nie może usiąść obok mężczyzny i niestety, to wam płazem nie ujdzie. Tobie, mój smerfiaku, Thune znalazła idealną, różową kobietę o błękitnych włosach, z którą musiałeś znaleźć wspólny temat... albo też zwiać i poszukać jakiejś panny na własną łapę. Nie zapominajcie też o specjalnych winietkach, które uniemożliwią wam takie skandaliczne czyny. Pan Alexander za to nie miał tyle szczęścia i został przepędzony na parkiet. Prawie udało mu się upolować Youkami, jednak pan Yevgeni był szybszy. Oh, ty nieszczęsny! Rozejrzałeś się po sali i zauważyłeś, że jakaś kobieta pokazuje specjalne kroki jednemu z gości. Przyglądasz się temu uważniej i widzisz:

"Panie i panowie są już na wyciągnięcie ręki, więc wyciągają ku sobie dłonie, które wcześniej leżały na ichniejszych piersiach. Te na plecach zostają nieruszone, łokieć powinien nadal być ustawiony sztywno od ciała. Dłonie splecione muszą być na wysokości barków partnerki. Panowie podnoszą lekko głowę, panie opuszczają, tak, by móc spojrzeć na twarz drugiej osoby. Panowie dwa razy stukają (nie uderzają, ruch ma być delikatny, jednak stuknięcie powinno być słyszalne!) lewym butem o podłogę i w tym momencie muzyka przyspiesza..."

Od Aoife

0 | Skomentuj
— To raczej jasne. Inaczej bym cię tak nagle nie wyciągnęła — powiedziałam miło, choć powróciła moja chamska natura. Nie tak to zaplanowałam. Wyszło jak zawsze, może uda mi się namieszać i się wymknąć. Może nawet dam radę porozmawiać z parą młoda i pozwolą mi obejrzeć ich gniazdko.
Mój taniec zaczął się niemal bezbłędnie. Poruszałam się tak, jakby melodia mną kierowała. Choć tak trochę też myślałam, aby podłożyć jakiś rock albo coś innego. Taki drobny psikus, jest jeszcze czas, więc może się to spełni.
Dałam się prowadzić partnerowi, o dziwo szło mu perfekcyjnie. W tańcu jak w łóżku podobno. Gdy muzyka dobiegła końca, ukłoniłam się i razem z nim poszłam na bok, gdyż jego wysokość przemawiała. Nie wiem jakim cudem, ale mężczyzna gdzieś przepadł. Zniknął, w sumie to liczyło się tylko to zaliczenie tańca. Teraz pora na posiłek. Patrzyłam czy inni siadają, robili to, szukając swoich miejsc. Szłam przed siebie, patrząc gdzie znajdę swoje miejsce, lecz znikąd ktoś na mnie wpadł. Udało mi się utrzymać równowagę, czekałam aż osobnik coś powie. Nie usłyszałam żadnego "przepraszam" ani nic. Cóż za brak kultury, choć pewnie jest zalany albo nawet i gorzej. Kto to wie. W końcu znalazłam miejsce, siedziałam między jakąś dziewczyną w kremowej sukience a chłopakiem w brązowo białych włosach (a może to pasemka albo też siwieje). Tylko on to wie. Jakoś udało mi się zająć miejsce.
— Pamiętaj, Ao, to bal, przeżyj do końca, uda ci się, uda — dopingowała mnie podświadomość. 

Od Yevgeniego

0 | Skomentuj
Na Cesarza, to się skończy tragicznie, doprawdy tragicznie. Ja i taniec to najgorsze połączenie na świecie. Za jakie grzechy?
Poprowadziłem dziewczynę na parkiet, mając wrażenie, że w każdej chwili runę do przodu, ale starałem się utrzymać na twarzy słaby uśmiech. Wymamrotałem ciche ostrzeżenie, że słabo tańczę i dodałem do tego przeprosiny za wszelkie możliwe obrażenia [nie powiem, bardzo optymistycznie nastawiam pannę do siebie].
Na początku, pomimo nerwowości i niemałej nieporadności, jakoś nam szło, przez co w czarnym kłębku negatywnych emocji pojawiło się parę kolorowych, nieśmiałych, wesołych nici. Za wcześnie zacząłem się cieszyć, ponieważ zaraz zaczęło się przydeptywanie palców, wpadanie na inne pary i paniczne przepraszanie. Tylko cudem udało się nam dotrwać do końca poloneza bez wywrotki. Do końca, bo po końcu, gdy muzyka ucichła, dosłownie wylecieliśmy z parkietu i wylądowaliśmy na podłodze poza zasięg butów innych tańczących.
— Przepraszam! Jesteś cała? — spytałem, natychmiast schodząc z biednej dziewczyny, po czym wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, żeby pomóc jej się pozbierać z podłogi.
Ale hej, nikt nie zginął.

Od Vene

0 | Skomentuj
Przyglądałam się zbiorowisku ludzi, którzy szukali pary i zaczęli wołać innych do tańca. Zachichotałam pod nosem, sama za bardzo się nie spiesząc i nie garnąc do "błyśnięcia" na parkiecie. Jedyni się chowali, drudzy w panice zaczęli się rozglądać, a jeszcze inni siłą ciągnęli tych, którzy nie wyglądali na najszczęśliwszych ludzi pod słońcem [choćby taki biedny Vincent]. Gdzieś wypatrzyłam w tłumie znajome osoby, sunące mniej lub bardziej płynnie po parkiecie [pomijając jednego chłopaka z drugiego roku, który wpadał na każdą możliwą parę].
Po dłuższej chwili, gdy już parę osób zakończyło taniec, a moje policzki dały znak delikatnym bólem, że szerszego uśmiechu już nie pomieszczą, postanowiłam się ruszyć ze swojego miejsca w poszukiwaniu partnera do tańca. Jak mus to mus. Ytrel, drogie tradycje, ale właśnie mam zamiar was znieważyć. Może nie oberwie mi się tak bardzo za wzięcie sprawy we własne ręce i zaproszenie jednego z panów do tańca? Poczekamy, zobaczymy.
Pierwszy w oczy rzucił się nauczyciel od wizjonerstwa, a jako że w tle gdzieś mi mignął Mińsk z Jocelyn, stwierdziłam, że nie powinno być problemu. No, nie licząc tych nieco morderczych spojrzeń, gdy podeszłam do Nibyłowskiego z lekkim uśmiechem, ale zignorowałam wypalającą się w moich plecach dziurę. Chyba jednak mi się oberwie.
— Mogę prosić pana do tańca?

Od Nivana

0 | Skomentuj
— Jeżeli można zapytać, bo chyba tajemnicą to nie jest, jak się pan nazywa? — Pytanie padło w towarzystwie szerokiego od ucha do ucha, uśmiechu. Krótki obrót, powtórzenie kroków, które prowadzone były przez prawie każdego. Tylko niektóre wyjątki poruszały się z gracją godną kaczki, jak ten pierdolnięty profesor, którego jakaś dziołcha zaciągnęła siłą do tańca. Biedaczysko. — I przepraszam za użycie francuskiego, wyglądał pan na zdezorientowanego. Po prostu, sądząc po pańskim zwrocie, pomyślałam, że nie jestem tu jedną osobą, która zna ten całkiem ładny język.
Odpowiedziałem jej równie promiennym uśmiechem, ponownie obracając ją wokół własnej osi. Poddawała się ruchom i wykonywała je z gracją. Czyżby taniec płynął w jej żyłach?
— Nie przepraszaj, moja droga, mogłem lepiej ważyć słowa... — Mocniejsze uchwycenie jej dłoni, gdy stawiałem kolejny krok. Nie wiem jakim cudem mogliśmy siebie usłyszeć przez tę grubą zasłonę dźwięków, ale jakoś szło. — Co do imienia, Nivan Oakley, proszę zwracać się do mnie Nivan, nie bądźmy na siłę eleganccy...
Gdy taniec się skończył, gawiedź rozbiegła się do stołów i stolików, od razu biorąc się za pałaszowanie wszelakich potraw, bardziej, bądź mniej dziwnych. Podobnie poczyniła moja partnerka, która rzuciła się na jedzenie, jakby z miesiąc go nie widziała, a pojemność jej żołądka, krótko mówiąc, mnie zaskakiwała.
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do pierwszego lepszego wolnego miejsca.

Od Alexandra

0 | Skomentuj
Zmrużyłem oczy, słysząc pytanie przyjaciela. Bał się spytać kogoś obcego? Eh, nie ma co wnikać, sam też nie mam ochoty prosić kogokolwiek innego.
— Oczywiście, panie Podolski. Panu bym nigdy nie odmówił. — Złapałem wyciągniętą przez niego w moją stronę dłoń i dałem się prowadzić na środek sali. Więc ja miałem odegrać kobietę w tym tańcu? Jeszcze się za to odegram, phi.
Jeśli mam być szczery... Aurel tańczył bardzo dobrze, lepiej, niż bardzo dobrze. Czułem się przy nim, jak zagubiona mrówka, naśladowałem ruchy innych osób obecnych na balu, a on doskonale wiedział co robić. Nie znałem go od tej strony, nie wspominał nic o tym, że potrafi tańczyć.
O dziwo, nikt nie zorientował się, że tańczy ze sobą dwóch facetów. Powinienem się śmiać, czy raczej płakać? Te włosy były naprawdę, aż tak dwuznaczne? Ale przecież mam na sobie spodnie! Westchnąłem tylko głośno i podziękowałem Fasolce. Zgarnąłem pierwszą lepszą przekąskę, smaczna. Jeszcze jeden kieliszek wina? Czemu nie, będę pił powoli. Chyba.
Zrobiło się zamieszanie, każdy przykładnie stanął z boku, środek pozostał pusty. O cholerę chodzi? Może i bym się dowiedział, ale oczywiście — ktoś musiał się wepchnąć pomiędzy mnie, a osoby stojące obok.
— Co ty odpierdalasz? — spytałem, nawet nie patrząc na sprawcę.