— Zadupie hen, hen stąd znane, jako Katownia, nie wiem, czy przyszło ci
kiedykolwiek usłyszeć tę, jakże cudowną, nazwę. — Mimowolnie
uśmiechnąłem się pod nosem na jej słowa przepełnione ironią.
Obok
nas przeszła kobieta, która wyglądała, jakby co najmniej zrzygała się
na nią wróżka, ewentualnie jednorożec. Jej sylwetka tonęła w setkach
piór, kilogramach tiulu, falbanek, brokatu i całej tej reszty
błyszczących pierdółek. Na widok kobiety uniosłem zdziwiony jedną brew.
— Oh, losie, skąd to się urywa? — usłyszałem ciche mruknięcie Renee pod nosem.
Damulka niczym strongman ciągnęła niewzruszenie swoją, jakże ozdobną suknię przez dalszą część sali. W sumie całkiem ładnie by się paliła...
Spojrzałem rozbawiony tą niewiastą na zielono-pomarańczowowłosą,
ona też odprowadzała wzrokiem tą madame. Kolejny kelner nas minął i
ledwo zauważalnie jakby mnie ominął. Cóż najwyraźniej wieści szybko się
rozchodziły. Ogromna suknia z kobietą w środku gdzieś zniknęła, a między
nami nastała lekko niezręczna cisza. Odwróciłem wzrok, próbując
wymyślić jakiś sensowny temat, tak byłem zdecydowanie mistrzem reakcji
międzyludzkich. Zdecydowanie. Gdzieś na sali mignęła mi ta brunetka, z
którą wcześniej tańczyłem, ale szybko zniknęła mi w tłumie.
— Um... Może gdzieś przysiądziemy? — zapytałem Renee, ponownie na nią spoglądając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz