Od Wandy

Bądźmy szczere ukochane panie, sukienki wygodne nie są. I nie mówię tu o tych na codzień, a o tych, które ważą tonę, nie można oddychać, całe ciało jest tak jakby upchane. Ale hej, jeżeli już uda ci się jedną taką założyć, można stwierdzić, że osiągnęłaś sukces. A no właśnie na początku trzeba się jakoś w nią wcisnąć... To zdecydowanie jest sztuka. Zwłaszcza, gdy robi się to samemu, no ewentualnie twoja znajoma z pokoju pomoże ci zapięciem suwaka czy guzików na plecach. Brawo, Wando Anastazjo Przewalska, pierwszy etap zaliczony.
Gruby i ciężki (ygh, jak w tym chodzić?) burgundowy materiał z delikatnymi, złotymi zdobieniami rozpływał się łagodnie na boki, falował, gdy się poruszyłam. Długie rękawy (bo w tych gustuję najbardziej, przynajmniej suknia nie spada z klatki piersiowej, tak jak niektórym paniom - i tego powodem wcale nie jest brak kawałka tłuszczu z gruczołami mlekowymi!) całkiem nieźle podkreślały ręce. No, no, Wanda, mama byłaby dumna. Zwiąż tylko te włosy, wyglądasz jak rusałka.
Jaka sala? Duża. Pięknie oświetlona. I zatłoczona, więc znalezienie znajomej osoby było... ciężkie. Ale jednak charakterystyczne poły fraka o złotych zdobieniach wyróżniały się. Ta blond czupryna też, choć chyba wyjątkowo została uczesana. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech i ruszyłam w kierunku swojego ukochanego brata.
Dotknęłam jego ramienia, przez co podskoczył. No tak. Obrócił się gwałtownie w moją stronę, a gdzieś w tych zielonych oczach krył się jakiś stres czy przerażenie. Oj.
– Hej, panie Przewalski, oddychaj – mruknęłam, dotykając jego policzka, a po chwili chowając niesforny włos za ucho blondyna. – Przecież nie raz byłeś na większych imprezach. Czym ty taki zestresowany, braciszku? – zapytałam cicho. A po chwili do mnie dotarło. – O nie, nie mów, że boisz się tańczenia. I jego. – Pokręciłam głową, niedowierzając. – No już, już, wyglądasz cudownie i przecudownie, frak też leży dobrze, pan Davon będzie zachwycony, mogę ci obiecać. W końcu zawsze jest tobą zachwycony... – Parsknęłam śmiechem, zdejmując swoją dłoń z policzka Fomy i wyprostowałam się. – A z tańcem to jak z jazdą na rowerze, zwłaszcza u ciebie, po prostu tego nie zapominasz, a ty tym bardziej. No i oczywiście liczę, że będę mogła ukraść ciebie na przynajmniej jeden – dodałam, dając mu kuksańca w bok. – Fomo Dymitrze Przewalski. Pierś do przodu, nos do góry i popisz się przed wszystkimi! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz