Chłopak zawiązał sobie amulet szczęścia na dłoni, a ja miałam chwilę, żeby uważnie się mu przyjrzeć. Niezwykła bladość chłopaka rzucała się w oczy, mimo panującego wokół mroku. Jedyne światło pochodziło od kryształów, które nie były w stanie wystarczająco mocno oświetlić całego pomieszczenia. Ludzie ledwo widzieli, co jedli, nie wspominając o przyglądając się towarzystwu. Z jednej strony tworzyło to niesamowitą atmosferę, a z drugiej od czasu do czasu moje uszy wychwytywały nieregularne stuknięcia obcasów, jakby w tym całym harmiderze panny i panienki starały się maskować drobne potknięcia.
Taniec rozpoczął się szybkimi obrotami, które zakręciły mi nieco w głowie. Krok do przodu, jeszcze jeden, kolejny i kolejny, następny ciąg ruchów, z każdą chwilą nieco bardziej skomplikowanych do powtórzenia. Zamiana partnerów, która praktycznie pojawiła się znikąd. Jak mogłam nie zauważyć ją w ferworze całego wcześniejszego pokazu tańca? Prawa noga, dostawienie lewej. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Szybkie zatrzymanie, naśladowanie ruchów dziewczyny przede mną. A to w tą, a to w tamtą.
Zakręcona nawet nie zauważyłam, gdzie w całym tańcu zniknął mój początkowy partner. Dostrzegłam go dopiero po zakończeniu tego całego ambarasu. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i skinęłam głową w ramach podziękowania.
Rozglądałam się po całym pomieszczeniu, szukając znajomych twarzy. A może jednak, a może jednak?
Rozglądałam się po całym pomieszczeniu, szukając znajomych twarzy. A może jednak, a może jednak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz