Szczerze przyznam, że zgłupiałem i nie wiedziałem, co robić. Kręciłem się w tłumie, szukając znajomych twarzy, a prawda była taka, że ludzi było dużo. I jeszcze więcej, a ja z każdą sekundą coraz bardziej traciłem orientację w terenie. Jakieś ogłoszenia, jakieś dzwonki, jakieś propozycje tańca...? Panie, o czym wy mi tu mówicie, ja jeszcze swoich nie znalazłem, obcych swoją drogą również nie. A to wszystko było puste, nieznane, wokoło obca muzyka, obcy ludzie, obce otoczenie. Zaczynałem wątpić, że to wszystko nie jest przypadkiem jakimś dziwnym snem, urojoną wizją, sztuczną halucynacją.
I właśnie wtedy podbiło do mnie ucieleśnienie cnót wszelakich, młodsza siostra starszego Przewalskiego, która w zeszłym roku praktycznie prosiła się o ustawienie jej do pionu. Gdyby Heather nie weszła w tamtym momencie do pokoju, zaczynając wrzeszczeć...
A mimo tego, nadal igrała z ogniem? To przypadkiem nie jest u nich rodzinne, bo zaczynam bać się o zdrowie psychiczne Dextera, jeżeli ma spędzić resztę życia (pierścionek stał się tematem tabu) z odpowiednikiem buchającej bomby.
— Widzę, że dobraliśmy się kolorami. — Parsknęła śmiechem, tak bardzo uroczym, a jednocześnie brzmiącym dla mnie na tak bardzo wystudiowany. — Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć? — zapytała, przekręcając zabawnie głowę. W odpowiedzi posłałem jej szeroki uśmiech, wyciągając teatralnym ruchem dłoń i kłaniając się nieco.
— Pani prosi, sługa musi — odparłem z rozbawieniem, prowadząc dziewczynę na parkiet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz