Od Jocelyn

  Po raz kolejny wygładziłam suknię. Ta nie była szczytem dziewczęcych marzeń, jednak z efektu byłam zadowolona. Przez wzgląd na brak budżetu musiałam zaufać moim umiejętnością krawieckim. Prosta, biała suknia mojej matki, którą dostała kiedyś za grosze na jarmarku, wyglądała teraz o niebo lepiej. Na górze, przy pomocy igły, nitki i moich kochanych nożyc, powstał dekolt asymetryczny. W pasie suknia leżała na mnie idealnie, więc nie robiłam tam żadnych poprawek. Niżej, na wysokości kolan, ufarbowałam materiał na beżowo, z lekkim złotym połyskiem. Do zwieńczenia dzieła użyłam złotej broszki w kształcie pszczoły. Pamiątka rodzinna była cenna oraz, co ważniejsze — duża. Długość insekta sięgała aż 12 centymetrów, czyli kiedy zasiadł na rękawie, był doskonale widoczny z ramienia. Włosy splotłam od lewej strony czoła, robiąc koronę, niemal wokół całej głowy, kończąc wielkim kokiem, umyślnie przesunięty nieco na prawą stronę głowy. Uszy nieco psuły efekt, ale po potraktowaniu ich złotym sprayem, wydawały się błyszczeć. Używanie tej samej substancji do sukni oraz uszu nie mogło się dobrze skończyć, ale nie miałam zbytnio innych opcji. Przynajmniej nie musiałam krzywdzić ogona, który ukryty był pod długą suknią. Buty stanowiły największy problem, jednak ostatecznie wzięłam po prostu ślubne szpilki matki, które miały fortunny kolor kości słoniowej. Niestety nadal wyglądałam na wręcz nienaturalnie, ale więcej nic nie mogłam na to poradzić. Z powodu poważnego deficytu biżuterii, po prostu założyłam na szyję pozłacany łańcuszek, znaleziony w jakiejś fontannie. Zawieszka przedstawiała klucz wiolinowy, który prezentował się przyzwoicie, jednak jego wartość była bliska zeru. Któraś z dziewczyn pożyczyła mi także złotawy lakier, który teraz był na moich paznokciach. Moja cera nie wymagał wielkich poprawek, więc nałożyłam jedynie jasnoczerwoną szminkę oraz tusz do rzęs z lekkim eyelinerem i byłam gotowa na bal.
  Rozejrzałam się dookoła. Ludzie stali na razie pod ścianami, niektórzy zbici w kilkuosobowe grupki, inni samotnie. Opierając się pokusie, żeby po prostu usiąść, skierowałam się w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie miałam konkretnego celu, jednak miałam wrażenie, że wypadałoby podejść i z kimś porozmawiać. Wybrawszy sobie pierwszą lepszą, stojącą nieopodal osobę, postanowiłam skierować się w jej stronę, nie zastanawiając się nad tym drugi raz. W końcu nieczęsto ma się okazje iść na taki bal. W głowie obiecałam sobie być dzisiaj wyjątkowo grzeczną kotką, która znajdzie sobie nowych znajomych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz