Okazało się, że dyrektor miał dla nas po egzaminach niespodziankę. I to niemałą. Mieliśmy wszyscy razem pojechać na bal. Więcej nie chciał nam powiedzieć, wniosek był jednak jeden, trzeba się jakoś ubrać. Zdecydowałam się na elegancką, lecz nie ostro przesadzoną, czerwoną sukienkę. Wybrałam taką z ramiączkami, stwierdzając, że nie wytrzymam całego wieczoru w gorsecie. Góra wysadzana małymi czerwonymi cekinami, dopasowana talia i rozkloszowany dół. Założyłam szpilki, nie mając ochoty wysłuchiwać komentarzy o moim wzroście. Czerwone, pasowały do sukni. Teraz włosy. Próbowałam jakoś ułożyć loki szczotką, lecz średnio mi to wychodziło. Sterczały we wszystkie strony, nie przejmując się w ogóle moimi staraniami. W końcu zdecydowałam się przewiązać je bordową wstążką, aby nie wpadały mi do oczu podczas tańca. Całość dopełniłam złotym wisiorkiem, delikatnym, z zawieszką w postaci serduszka. Klasyk, nic ciekawego, lecz miałam do niego wielki sentyment. Zdyszana dobiegłam do portalu, w ostatniej chwili, jak zwykle. Po drugiej stronie było cudownie. Światła, długie korytarze i cicha muzyka, dobiegająca z sali. Szłam jak najwolniej, chcąc zauważyć wszystkie szczegóły. Gdy w końcu weszłam do sali, było w niej już wiele osób; niektórzy rozmawiali, inni podpierali ściany, lub przytulali podłogi, nic ordynarnego. W tłumie zauważyłam kilka znajomych twarzy, lecz za każdym razem, gdy chciałam do kogoś podejść, gubił mi się, a ja nie byłam w stanie już go znaleźć. Zrezygnowana stanęłam na środku, czekając aż wreszcie rozpocznie się muzyka i będzie można zatańczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz