Od Wandy

Poprowadził mnie na środek sali, dłonie ustawiły się w odpowiednich pozycjach, muzyka zaczęła grać i... popłynęłam. Popłynęłam wraz z instrumentami, ciesząc się jak małe dziecko, które dopiero co znalazło swój świąteczny prezent pod choinką. Wręcz śmiałam się, będąc całkiem nieźle prowadzona przez niebieskowłosego chłopaka.
– Jeżeli można zapytać, bo chyba tajemnicą to nie jest, jak się pan nazywa? – zapytałam, pokazując zęby w szerokim uśmiechu, a chwilę później zostałam obrócona dookoła własnej osi. –
Jejku, jak mi tego brakowało, rozkoszowania się uwagą innych skupioną na tobie, popisywania się umiejętnością tańca, której zdecydowanie niektórym brakowało, sądząc po tym potykaniu się tuż obok nas. No cóż. Spojrzałam w niebieskie oczy chłopaka, czekając na odpowiedź.
Tak, zdecydowanie prowadził bardzo dobrze, ponownie obracając mnie wokół mojej osi, tym razem w drugą stronę. Jego kroki były pewne, choć brakowało w nich jeszcze lekkości, ale były dobre, niepomylone, nie podeptano mi palców. Tyle dobrego, po raz kolejny posłałam uśmiech, czekając na reakcję chłopaka.
– I przepraszam za użycie francuskiego, wyglądał pan na zdezorientowanego – dodałam po chwili namysłu. – Po prostu, sądząc po pańskim zwrocie, pomyślałam, że nie jestem tu jedną osobą, która zna ten całkiem ładny język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz