Nie ruszałam się z miejsca. Siedziałam cicho, tam, gdzie znalazłam się na samym początku balu, z uwagą obserwowałam wszystkich naokoło, przeczesując palcami włosy. Ściągnęłam brwi, spuściłam głowę, gdy dostrzegłam, że kolejna młoda dama została zaciągnięta do tańca, podczas gdy mnie obdarowywano tylko krzywymi spojrzeniami, prychnięciami i znakami krzyża. Nawet ten niebieski mutant pochwycił do tańca jakąś białowłosą panienkę...
Zaczęłam kręcić kółka kciukami, wydęłam wargi.
Było mi po prostu smutno.
Szczur dodatkowo przeskakiwał z kwiatka na kwiatek, porywał kolejne kobiety, omamiał je tym walonym, szpanerskim uśmieszkiem, a potem szybko zmieniał obiekt zainteresowań. Bez większego problemu. Idiota, skończony idiota, dyma wszystkich, jak leci. To wszystko dodatkowo napędzało mi korbę i sprawiało, że pragnęłam, tylko by ten bal się zakończył. Już dosłownie wszystko zaczynało mnie wkurwiać. Nie irytować, wkurwiać.
Przegrzebanie widelcem pierwszej lepszej potrawy, jakiś befsztyk, czy kij wie co, ważne, że zjadliwe i pachniało w miarę.
„A teraz wszystkie panie, proszą panów!”
Westchnęłam cicho, zerkając ze znużeniem na otoczenie, gdzie nagle wszystkie dziewczyny dostały szajby i runęły na najbliższych partnerów, jakby nie pamiętały o czymś takim, jak savoir-vivre. Nie, żebym ja o nim pamiętała...
Podniosłam się leniwie z miejsca, przydałoby się chociaż raz zatańczyć i nie być, jak ten kołek.
Pierwszy lepszy partner, pierwszy lepszy partner, pierwszy lepszy pa...
— Witam. Czy uczyniłby pan mi ten zaszczyt i zatańczyłby pan ze mną? — Pytanie skierowane do białego mężczyzny, szczycącego się złotymi, niezwykle dużymi oczami, krzaczastymi brwiami i tymi uszami.
Bo czemu by nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz