Przeczesywanie włosów, ostatnie poprawki w wyglądzie, dopracowywanie idealnej [wyjątkowo] kreski, kolorem zbliżona do ciemnej, listopadowej nocy, szminka, a wszystko zwieńczone rozpuszczonymi, zniszczonymi kłakami, które okalały męską buźkę.
Nie zachęcasz wyglądem, Renee.
Śpiewanie upiornej kołysanki, przy odgarnianiu kosmyków wcale nie dodawało ci uroku, a czarna suknia tylko wzmacniała efekt "Mrocznej pani".
Westchnęłam cicho i odłożyłam szczotkę. Zdecydowanie nie lubiłam balów, eleganckie ciuchy tylko uwierały, szpilki przyprawiały o ból nóg, a wszystko zwieńczone savoir-vivre sprawiało, że miałam ochotę zrzygać się na buty towarzysza, którego swoją drogą, nie miałam.
Za to Pan Hopecraft będzie nimi aż zawalony, idę o głowę, że przylepy pojawią się szybciej, niż zagra pierwsza melodia. Walony amant.
A może po prostu byłaś o niego zazdrosna? Że to do niego wszyscy lgną? Że to ty jesteś tą odtrącaną przez absolutnie każdego..?
Warknęłam pod nosem i poderwałam się na równe nogi. Nie jestem zazdrosna przez tego chuja. Nigdy nie będę.
Poprawiłam dół sukni, odrzuciłam włosy za ramię, sprawdziłam, czy naszyjnik jest na swoim miejscu.
Ten wieczór ma być miłym wieczorem, bez rozmyślań o Szczurze, bez krzywego patrzenia na wszystkie jego pieski, które szczekały o smakołyk. Mam się bawić. Mam się zaprezentować jak najlepiej.
Czas chociaż raz przestać warczeć jak czarne, wściekłe psy, czy syczeć jak żmija.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz