— Sam na mnie wpadłeś — mruknął bez krztyny emocji, zerkając na mnie z lekkim znudzeniem. Wziąłem głębszy wdech, który został skutecznie skrępowany przez opięty na piersi materiał. — Jestem Dorin, z Delty. — Wyciągnął odzianą w rękawiczkę dłoń. Szlachcic z zasadami? Agent? Seryjny morderca? Nigdy się nie dowiem.
Nieśmiało uchwyciłem dłoń, kiwając głową.
— Nivan Oakley, Cesarstwo Ano... — Nie dokończyłem, przerwała mi muzyka, głośna, nagła, wybuchająca zaraz po kulawych tańcach pary królewskiej. Ściągnąłem brwi, gdy dostrzegłem, że mężczyźni poczynają brać partnerki w obroty, ustawiając się do tańca. Wszyscy. Bez wyjątku.
Opuściłem Dorina prędzej, niż na niego wpadłem, rzucając tylko czymś w stylu "No, no stary, sorki, ale muszę się zbierać". W jakim celu? A w takim, żeby nie wyjść na buca i znaleźć potencjalną dziewczynę, która mogłaby zostać moją parą do odtańczenia symbolicznego poloneza.
Koniec końców rozpiąłem kamizelkę, bo w cholerstwie za żadne skarby świata nie dało się oddychać. Po prostu, nie, dusiłem się, miałem ochotę wykitować na miejscu.
Przetarłem twarz, poprawiłem włosy, które jak na złość decydowały się wpadać mi do oczu, bo dlaczego by nie?
— Madame? — Niski ukłon w stronę uroczej blondynki, drobniejszej, szczycącej się zielonymi, pięknymi ślepkami. Wystawiłem delikatnie dłoń, wyczekując odpowiedzi. Zdecydowanie chciałbym ujrzeć tę wspaniałą, burgundową suknię w akcji, falującą wraz z ruchem prowadzonym przez panienkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz