Od Wandy

— Pani prosi, sługa musi — odparł, uśmiechając się i wyciągając w moim kierunku dłoń, jak zawsze w skórzanej rękawiczce.
Wyraz twarzy wyćwiczony do perfekcji, w myślach blondyna pewnie pojawił się zupełnie inny. No cóż, co zrobię? Parsknęłam śmiechem, delikatnie kładąc moją dłoń na tej jego, po czym poprowadził mnie na środek parkietu - oczywiście dalej z tym jakże cudownym uśmiechem. Szybka myśl przez głowę, przynajmniej teraz związał te żyjące własnym życiem kudły, a paski rękawiczek w końcu dokładnie włożył do szlufek. I trzeba szczerze przyznać, że zdecydowanie lepiej było mu w koku, ale ta bródka, "dziewiczy wąsik", jakby to mój brat skomentował ze śmiechem, przeszkadzała w osiągnięciu znośnego wyglądu. Chwila.
CO. 
Niepotrzebne myśli wyrzuciłam szybko z głowy, na twarzy znowu pokazał się uśmiech i pozwoliłam poprowadzić się chłopakowi w tańcu, choć przy tym pozwalał w kilku momentach przejąć inicjatywę, czy zaproponować kolejny krok. Hopecraft nie rządził, Hopecraft współpracował, dając drobne wskazówki i pomysły, a jego ruchy, niby niedbałe, były mocne i energiczne, cały czas w gotowości do kolejnej tanecznej figury. I oto ja, w falującej burgundowej sukience, płynąc przez muzykę, wręcz rozpływałam się z rozkoszy płynącej z tańca.
Ja, z opuszczonymi powiekami i marzycielskim uśmiechem na twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz