Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce.
A kto z nami nie wypije.
Tego gorzko, gorzko.
Przetarłem twarz. Uroczystość jeszcze dobrze się nie zaczęła, a alkohol zdecydowanie za mocno poczynał szumieć mi w głowie. Istny huragan, migrena, spowolnienie czasu, to wszystko odciągało mnie od kontaktowania z rzeczywistością i odczytywania świata w sposób, chociaż zahaczający o prawidłowy.
Wylałem coś, na kogoś, przy okazji obiłem się o kilkanaście ciał ubranych w eleganckie stroje.
Zaraz mnie wyprowadzą, przyrzekam, nie wytrzymam do końca balu.
Wszystko ładnie wirowało, barwy się przenikały, miód na moje, spragnione odrobiny estetyki, oczy. Oczy, które za chwilę zostały zalane przez nieznanego pochodzenia ciecz, skutecznie wybudzającą z transu. Przekląłem głośno, bo, kto do kurwy nędzy wylewa na innych napoje.
Do tego ich własne napoje, bo, jak się okazało, mój kieliszek momentalnie zrobił się pusty. Mój alkohol. Moja ucieczka od problemów, moja alfa i omega tej oficjalnej imprezy na trzy, krzywe, jak paragraf, całkowicie wybite z tonu akordy, która ni chuja mi się nie podobała?
Procenty w żyłach, kły wypychające wargi i brak empatki skumulowały się, doprowadzając mnie do stanu "kurwazapierdolęwszystkichktórzysątutajobecni". Koniec końców uciekłem naburmuszony do łazienki, klnąc jak szewc.
Przynajmniej przestało mi szumieć w głowie, a alkohol zbrzydł mi na ten moment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz