Od Amadeusza

Nie wiem, jaką łamagą musiała być ta dziewczyna, skoro taniec wychodził jej nawet gorzej ode mnie — trzydziestoletniego emeryta, którego krzyż odmawiał posłuszeństwa częściej, niż osoby w rzeczywistym wieku geriatrycznym. No cóż, zostało mi tylko jakoś przetrwać te kilka minut notorycznego skręcania kostek... Tak...
Gdy skończyliśmy, czym prędzej się ulotniłem, jak najdalej, w bezpieczne miejsce, gdzie będę mógł przesiedzieć resztę balu. Sam na sam z kieliszkiem i paczką papierosów, która, znając życie, pójdzie na raz. Zasady miałem absolutnie gdzieś, uciekłem do jakiegoś bocznego pomieszczenia, zaszyłem się w taktycznym lokum, czyli tam, gdzie było dość przewiewnie, a potem ruszyła karuzela tytoniu, który zmienił moje płuca w czarną breję dobre trzynaście lat temu. Teraz tylko czekać, aż to skamienieje, a ja sam się uduszę. Niezwykle optymistyczna opcja, nie powiem. Ciekawe, co mnie szybciej zaprowadzi do grobu, spaliny z tej drobnej zwijki, skok z dachu po zbyt dużej dawce alkoholu, czy może złoty strzał? A może po prostu wypruję sobie żyły i się na nich powieszę? Ktoś chce postawić zakład? No dalej, nie wstydźcie się!
Ignorowałem wołania do posiłków, tańców, czy czegokolwiek innego.
Odkorowanie się było moim priorytetem na ten moment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz