Od Fomy

Dużo stresu. Bo trzeba znaleźć muchę, którą, jak na złość, ukryła gdzieś Wanda i podmieniła na tę dziecinną, którą dostałem chyba dziesięć lat temu, w pszczoły, a guziki ozdobnej kamizelki trudno zapina się trzęsącymi rękoma. Frak też jakoś tak nie leży, nie chce się ułożyć, dlaczego tak bardzo schudłem? Przy Dexterze będę wyglądać, jak wyciągnięty prosto ze śmietnika. Przynajmniej powinienem włosy uczesać, może to troszeczkę pomoże w mojej niedoli?
I oto ja. Trochę bardziej elegancki niż zazwyczaj, trochę bardziej zestresowany, bo w końcu będzie trzeba tańczyć, a nie tańczyłem od dobrych dwóch lat. Wanda mówiła, że to jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina, a ja tym bardziej tego nie zapomnę. A jednak gdzieś z tyłu głowy kryła się ta okropna myśl, że wypadnę trochę gorzej, że może ścięgno pójdzie, a wtedy już w ogóle się nie ruszę, a przecież po prostu muszę wypaść dobrze. Bo w końcu w tańcu jakoś jest lepiej, płyniesz i płyniesz, w twoich uszach gra muzyka, prowadzisz (lub jesteś prowadzony, jak w moim przypadku najpewniej będzie, ale hej - w roli kobiety sprawdzałem się równie dobrze), możesz zamknąć oczy i po prostu się... wyłączyć.
Eh. Będzie ciężko, będzie trudno, popełnię gafę. Tak, zdecydowanie nie byłem pozytywnie nastawiony. Tak, byłem bardzo zestresowany. Bo Wanda miała ogarnąć się sama, a coś ją ostatnio trapiło. Bo nie widziałem jeszcze Dextera, a przecież tak bardzo chciałem go zobaczyć. Głowa do góry, Przewalski. I zgodnie z tą myślą, wypchnąłem pierś do przodu, jaskółkowate poły fraka o złotych zdobieniach poszły w ruch i postawiłem pierwszy krok przez portal.
Niech zacznie się bal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz