Przekopywałam właśnie moją szafę, by znaleźć coś odpowiedniego na wyjście. Jedną z ulotek walających się po całej Delcie trzymał w pyszczku mój żółwik. Rzucałam ubraniami naokoło siebie, by tylko dostać się do jakiś ciekawszych rzeczy, niż tylko spodnie czy koszulki. Już się prawie poddałam, gdy dojrzałam na samym dole w rogu kartonik. Wyglądało na pudełko po butach i tak się zdawało, gdy odchyliło się pokrywę. Czarne szpilki były położone na górze szpargałów, lecz pod nimi krył się ciemny materiał. Chwyciłam go w dłonie i rozkładając przed sobą, spoglądałam na całą kreację. Sukienka czarnego ubarwienia, z dłuższym tyłem i większym dekoltem, przepasana szarą, lekko jaśniejącą wstęgą, wydawała się moich rozmiarów. Szybko pognałam do łazienki się przebrać, potem tylko poprawić makijaż i ubrać przeklęte szpilki. Przy wyjściu chwyciłam jeszcze moją kurtkę i ruszyłam w stronę portalu. Gdy już przez niego przeszłam, poczułam się od razu gorzej. Całe to miejsce było zapełnione tyloma litrami żywej krwi, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Zamek był ogromny, ludzie znajdujący się w środku, wydaje mi się, że z czasem zaczęli ukradkiem spoglądać na mnie. Bałam się tylko, że zrobię coś źle i od razu się na mnie rzucą z pazurami. Lekko zakłopotana i zagubiona, starałam się znaleźć choć jedną znaną mi twarz w tym tłumie, lecz wydawało się, że nie było szans na to, by moja prośba została spełniona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz