Od Alexandry

A więc jestem. Wpatruję się w salę wypełnioną ludźmi (albo i nie) i mam wrażenie, że popełniłam największy błąd mojego życia, postanawiając rozpocząć moją przygodę z tą szkołą od wesela na innej planecie. Przewodniczka już zdążyła się ulotnić, gdzieś wśród tłumu dostrzegam mignięcie jej włosów i nagle czuję się osamotniona. Co z tego, że w teorii należę do wyższych warstw społecznych skoro tak naprawdę nigdy nie byłam na balu? Miętoszę w rękach ulotkę z informacjami i rozglądam się po Sali. Trzeba przyznać że robi wrażenie, tak jak właściwie cała architektura tak planety. Problem w tym, że to dość przytłaczające wrażenie. W tej jasnoróżowej sukience za kolano z mnóstwem falbanek i – oczywiście  – prawie bez dekoltu (i bardzo dobrze), oraz w balerinkach w tym samym kolorze, czuję się dziwnie nie na miejscu. Jakbym zaburzała jakąś wewnętrzną harmonię tego miejsca. Kończę te rozważania gdy ktoś mnie potrąca i uświadamiam sobie że stoję w przejściu i przeszkadzam innym. Pospiesznie przesuwam się pod ścianę, gubiąc przy okazji jedną ze spineczek w kształcie różyczek, które mam we włosach. Kiedy próbuję ją podnieść przypadkiem kogoś potrącam i słyszę mamrotane pod nosem przekleństwa. Szybko przepraszam, podnoszę spinkę i staję w kącie z dala od największego tłumu. Nie ma jak to dobry początek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz