Od Fomy

Oto ja. Stojąc gdzieś pod ścianą z całkiem ładnym kieliszkiem ichniejszego alkoholu, rozglądałem się dookoła, szukając pana "wiadomookogochodzi". Pana, którego, choć wysoki jak wszelkie wieżowce, nie mogłem za nic dostrzec. Czarnowłosej cholery przyprawiającej mnie o zawał prawie każdego dnia. Zdecydowanie ukochanego dupka, który w jakimś momencie naszej znajomości bezpardonowo skradł mi serce i zdecydowanie nie miał ochoty, aby je oddać, co mi bardzo pasowało.
Westchnąłem, po czym oparłem głowę o ścianę i po prostu spojrzałem na sufit. Może to ja tym razem będę królewną w opałach, którą musi znaleźć jej książę? Szczerze mówiąc, i tak bym pewnie go nie dostrzegł. Pary ponownie zaczęły szaleńczo wirować, a ja nie miałem, co podziwiać, może oprócz mojej siostry, która wyciągnęła Hopecrafta na środek i pewnie właśnie teraz puszyła się jak paw swoją zdobyczą, lub nie. Bo co miałbym zobaczyć? Nowy taniec? Panie, które ewidentnie nie potrafiły poprowadzić odpowiednio swoich stóp po parkiecie? Panów, którzy nie trzymają ramy, garbią się, a partnerki pozostawiają same ze sobą? Błagam!
Westchnąłem, opuściłem wzrok na moje buty, biorąc kolejny, mały łyk magicznego napoju dla odwagi i oto on, mój książę przybył. Niepostrzeżenie, po cichu (choć pewnie to ułatwiła mu grająca orkiestra), ale jednak. Złapał mnie w końcu, w dodatku z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
— Jak się bawisz? — zapytał, a ja podniosłem wzrok i, mogę przysiąc, moje serce wręcz stanęło na krótką chwilę, a powietrze utknęło w płucach.
Cholera, nawet nie wiecie, jak my dobrze w przyczesanych do tyłu włosach w połączeniu z szelmowskim uśmiechem, błyskiem w moich ukochanych szmaragdowych oczach i garniturem. Odzyskałem przytomność, wyprostowałem się, odchrząknąłem i powróciłem do żywych z najszczerszym uśmiechem.
— Widzę, że podchodzenie do mnie coraz lepiej ci wychodzi. Co do pytania, może być, choć mało interesujących person się tu kręci, więcej tych... No, sam wiesz — stwierdziłem pobłażliwie, mrugając do Dextera. — Tańce też mają ciekawe... — dodałem, obserwując parkiet i dokładnie w tym momencie jakaś kobieta praktycznie uratowała się od spotkania z deskami. Parsknąłem śmiechem, nie mogąc tego powstrzymać, choć wiem. Nie powinienem. Ale co zrobić, jak humor tak magicznie się poprawia? — No i trochę zestresowany, trzeba przyznać. Dawno nie tańczyłem, dawno nie byłem, dawno się nie bawiłem, a noga chyba znowu zaczyna szwankować. — Westchnąłem i przeniosłem wzrok na chłopaka. — Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, ale nieźle się ukrywałeś. A jak twoje wrażenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz