To. Był. Pierdolony. Żart.
Czekałem wieki, żeby w końcu znaleźć odpowiednią okazję, żeby pogadać z pewną osobą. Czaiłem się przez połowę pierwszego semestru, szukałem dogodnej chwili, wszystko musiało być idealne, piękne, dostosowane do naszych potrzeb, a w praktyce motałem się teraz jak oszalały po całym pomieszczeniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ani tutaj, ani tam, co za pierdolony żart.
Kręciłem, szukałem, a rozwiązania brak.
Jak przez mgłę orientowałem się, ze przelatywały kolejne punkty całej imprezy. Skończyłem tańczyć z Vanilą, posłałem jej przepraszający uśmiech, choć doskonale wiedziała, że raczej nie spędzę z nią dłuższej chwilki, to przecież wypadało. No i sam fakt, że była przyjaciółką Hery, a Ruda by mnie zabiła, gdybym pozwolił źle się bawić i stać cały czas przy ścianie jej najdroższej, najbardziej wyjątkowej przyjaciółeczce pod słońcem, a raczej ogniem.
Ulotniłem się szybko, chcąc zignorować zachętę do "Panie proszą panów", co się nie bardzo udało, ponieważ robiłem za królika doświadczalnego, będąc wziętym na sam środek. Nie był to najbardziej lotny pokaz moich umiejętności tanecznych, ale bez przygotowania nie mogłem zrobić więcej, niż starać się nie deptać stóp partnerki.
Dlatego zaraz po skończonym pokazie szybko ewakuowałem się, gdzieś w kąt.
Gdzie przyuważyłem Fomę, do którego podszedłem z uśmiechem.
— Jak się bawisz? — spytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz