Po zadaniu pytania chwyciłem od jednego z przechodzących kelnerów kieliszek tego zielonego szampana.
— Renee Illene, jednak proszę się zwracać po imieniu, nienawidzę, gdy przechodzi się na per „Pani”, wyglądam aż tak staro? — Prychnięciem zakończyła zdanie. — A mnie? Z kim przyszło spędzać wieczór?
Na sali rozbrzmiał mój krótki, głośny śmiech.
— Och, zdecydowanie nie wyglądasz staro. — Czy to brzmi jak jakiś upośledzony podryw? Nie zdążyłem ugryźć się w język, zanim słowa wyszły z mojego gardła. — Dorin Beznazwiska. — Ukłoniłem się teatralnie przed Renee.
Kątem oka widziałem, jak jednego z panów odciągają na bok. Jak dobrze, że mi nie groził taki rodzaj ośmieszenia. Zamieszałem trunek w głębokim kieliszku i niepewnie przystawiłem go do swoich warg. Kwaśny, gorzki smak wypełnił mój przełyk. Och... Chyba już wiem, dlaczego nie cierpiałem alkoholu. Mimowolnie delikatnie się skrzywiłem. Ten napój zdecydowanie nie należał do najlepszych. Czyżby alkohol piło się tylko dla chwilowego zapomnienia i beztroski? Moje, jakże głębokie, przemyślenia przerwało mocne, oślepiające światło bijące od kieliszka. Momentalnie oprzytomniałem, jasnopomarańczowy płomień unosił się nad kieliszkiem. No kurza walona jego mać, nie mówcie, że to podpaliłem.
— Cholera jasna! — Oczywiście dobre słownictwo przede wszystkim. — Kuźwa walona mać!
Trzasnąłem kieliszkiem o ziemię i zdeptałem płomień nogą. Poczułem na sobie wzrok sporej ilości ludzi. Ugh, dzisiaj zdecydowanie nie miałem szczęścia. Czemu alkohol jest tak łatwopalny?
— Skąd pochodzisz, Renee? — zapytałem już spokojnym tonem dziewczynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz