Od Wandy

– Może się boję, może nie. Ty i tak zawsze wiesz lepiej – stwierdził mój brat, odwzajemniając uśmiech. Tak, tak, to zdecydowanie było prawdą. – Wyglądasz cudownie, popisz się, bo masz szansę. O mnie się nie martw, poradzę sobie, przecież wiesz. – Oj Foma, ja o ciebie zawsze będę się martwić głuptasie ukochany. – Baw się dobrze, dzieciaku – powiedział i brakowało tu tylko poklepania mnie po głowie. Na szczęście odpuścił to sobie, dzięki wysokie upięcie złotych włosów pozostało nienaruszone.
Pokręcił głową i odwrócił się, by dalej szukać i obserwować. Ja za to odeszłam i powoli szłam do przodu, rozglądając się przy tym za znanymi mi osobami. Gdzieś w tłumie mignęła mi Vene. I gdy chciałam już do niej podejść, przeszkodziło mi krótkie mruknięcie. Burknięcie, prychnięcie, zwijcie to jak chcecie, ale osobom dobrze wychowanym, zwłaszcza w takim miejscu, wypadałoby czasami ugryźć się w język, a myśli zachować dla siebie. Uśmiech z mojej twarzy zniknął, odwróciłam się w kierunku tajemniczej osóbki.
Dziewczyna w turkusowej sukni i włosach upiętych w prosty, lecz schludny koczek. Nie, zdecydowanie jej nigdy nie widziałam.
– Chce mi coś pani przekazać i podzielić się jakąś ciekawą informacją? – zapytałam, uśmiechając się szeroko, dosyć wyniośle, ale no cóż. Nie lubię, gdy ktoś mruczy pod nosem, a zwłaszcza robi to tuż za mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz