Już po chwili siedziałam na łóżku, czytając list i popijając energetyka. Okazało się, że zostałam zaproszona na bal. Na bal! Trzeba było tylko przekonać dyrektora internatu o tym, że przecież nie mogę nie przyjść, co wbrew pozorom, nie było takie łatwe, ale po godzinnej rozmowie z nim w końcu zgodził się, abym poszła. Oczywiście nie z dobrego serca, ale po prostu miał mnie dosyć.
Ubrałam się w uroczą sukienkę, którą znalazłam w mojej szafie. Była pastelowo fioletowa, rozkloszowana, sięgająca przed kolana. Góra sukienki była we wzroki, pionowe, czarne paski. Z tyłu wiązana. Do tego oczywiście moje czarne glany, bez których nie ruszyłabym się nigdzie, nawet na bal. Moje długie, szare włosy rozpuściłam i ułożyłam tak, aby widać było moje małe, czarne rogi. Nie wstydzę się tego, kim jestem i nie zamierzam się ukrywać.
Zamknęłam oczy i szybkim krokiem weszłam na salę. Serce waliło mi jak szalone, nie przywykłam do takich ilości ludzi i trochę się stresowałam. Skuliłam się, z tego co widziałam wszyscy byli starsi, nie widziałam nikogo w moim wieku. Nagle ktoś mnie popchnął, straciłam równowagę i upadłam na podłogę.
„I po co tu przyszłaś, Gangreno?” — pomyślałam i zachciało mi się płakać. Usiadłam po turecku na ziemi i zaczęłam rozmyślać, jak przetrwać dzisiejszy bal. Już nie chciałam tu być, przerażało mnie to miejsce, było zbyt tłoczno.
„Powietrza...”— pomyślałam, a po policzku popłynęła mi łza. Nie łatwo być mną.
„Gdybym zmieniła się w półdemona na pewno byłoby mi tu dobrze. „Druga część mnie” lubi imprezy i alkohol. Ale... chcę przecież nauczyć się bawić jako ja, nie chcę być tą gorszą”.
— Coś się stało? — zapytał mnie ktoś, chyba obserwował mnie przez jakiś czas, nie wiem.
— Nic mi nie jest, poradzę sobie... chyba... Albo i nie — zaśmiałam się smutno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz