W pierwszym odruchu wyciągnęłam dłoń po szarą marynarkę, białą koszulę z
francuskimi mankietami oraz spodnie, ale zaraz oczyma wyobraźni
zobaczyłam, jak zostaję zdzielona po łapach przez siostrę, matkę, ojca
[właściwie to wszystkich]. Mimo że była to jedynie moja imaginacja,
skrzywiłam się i sięgnęłam jednak po długą do ziemi, ciemnofioletową
sukienkę z dekoltem w łódkę. Ale hej, nie trać optymizmu, Vene. <i>Przecie to nie twoja pierwsza impreza, a sukienki to nie koniec światai>,
pomyślałam, rozpuszczając włosy i zaplotłam parę kosmyków w nieco
niedbały, ale efektowny wianek, a reszta spływała swobodnie po moich
ramionach. Przynajmniej tym razem obędzie się bez teatrzyku kukiełek, a
nuż znajdę jakiegoś dobrego towarzysza.
Kolczyki i medalik w
kształcie kolibrów, nierozłączna bransoletka z kryształem, jeszcze
szpilki założone w biegu [prawie skręciłam kostkę, ale to szczegół] i
leciałam do portalu, powtarzając sobie wszystkie formułki z dyplomacji,
savoir-vivre i inne tradycje. Jakoś to mnie uspokajało przed takimi
imprezami. No, i upewniało mnie, że jednak nie byłam aż tak niedouczona.
Zwiedzanie
było naprawdę ciekawe i chętnie bym pozwiedzała więcej na własną rękę,
ale widok strażników skutecznie mnie od tego odwiódł. Raczej włóczenie
się po całym terenie bez konkretnego celu nie byłoby mile widziane. Może
następnym razem.
Rozejrzałam się za kimś ciekawym, przy okazji
zahaczając wzrokiem o znajome twarze. W tle mignęła mi gdzieś Pel i jej
białe włosy, Wandzia oraz niebieski chłopak z rocznika niżej [ni kija
nie pamiętałam, jak się nazywał]. Ogrom kolorów, zapachów oraz
wszelakiego rodzaju ludzi.
Uśmiechnęłam się wesoło, zgarniając zagubiony kosmyk za ucho. Zabawę czas zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz