Przyjechałam do szkoły i skierowałam się w stronę gabinetu dyrektora, aby omówić szybko wszelkie formalności, jednak gdy doszłam, okazało się, że były już inne plany, mieliśmy tego dnia jechać na bal. Zestresowałam się, iż mam spędzić wieczór w towarzystwie osób, których jeszcze nigdy w życiu nie widziałam, ale z drugiej strony ucieszyłam się, że będę miała szansę kogoś poznać. Poszłam więc szybko do pierwszego lepszego pokoju, który mi tymczasowo przydzielono i włożyłam sukienkę, którą mama na szczęście spakowała do mojej walizki. Nie była jakaś bardzo wyszukana, raczej prosta, w końcu nie chciałam się wyróżniać. Kremowa, z krótkim rękawkiem, dekoltem w kształcie łódki, sięgająca do kolan; z trampkami i jeansową kurtką można ją było założyć na co dzień. Ja jednak założyłam do niej błękitne baletki, lazurową bransoletkę i pasujące kolczyki. Zrezygnowałam z naszyjnika, bojąc się, że jeszcze gdzieś nim zahaczę lub go zgubię. Podążyłam za tłumem, przeszłam przez portal i weszłam do podziemnego świata. Nie miałam jednak czasu na rozglądanie się, gdyż patrzyłam uważnie pod nogi, nie chcąc przewrócić się już na samym początku. Ostrożnie weszłam na salę, rozglądają się wokół. Tyyyyle ludzi. Spokojnie, Sofia, zaraz znajdziesz kogoś, z kim będziesz mogła pogadać. Nieśmiało zerkałam na tłum, szukając przyjaznej twarzy. Szłam, spoglądając na boki. Wyglądało na to, że wszyscy grali w zawody, kto najbardziej się ośmieszy. No nic, ja nie planowałam w nich brać udział, choć nie wiadomo co będzie. Myśląc to, potknęłam się o czyjąś za długą sukienkę i leciałam ku ziemi, lecz w ostatniej chwili jakaś jasna czupryna o zielonych oczach mnie złapała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz