Od Dextera

Pierdolę. Kurwa. Czyjakolwiek. Mać. 
Do tej pory w tłumie czułem się jak ryba w wodzie, potrafiłem brylować w towarzystwie, zostając niekwestionowanym królem każdego spotkania, każdej imprezy, oficjalnego przyjęcia. Aktualnie byłem jednym wielkim kłębkiem nerwów, zważywszy na fakt, że w kieszeni mojej marynarki spoczywało szczelnie zamknięte pudełko, z niegdyś wyrzuconym przez pewnego jegomościa pierścionek. Doskonale wiedziałem, że z zewnątrz nikt nie byłby w stanie zauważyć, jak bardzo moje długie palce zaciskają się na opakowaniu, odbijając nawet fakturę ozdóbek na kciuku. 
Westchnąłem głośno, odetchnąłem głęboko i z szerokim uśmiechem wkroczyłem do pomieszczenia. Miałem ulizane włosy, klasyczny, czarny garnitur i ponownie zaczynałem się przyzwyczajać do bycia bogiem. Rozpocząłem kilka niezobowiązujących rozmów, starając się dowiedzieć nieco więcej o miejscu, do którego trafiliśmy. Nie ukrywając, Mińsk nie przedstawił nam zbyt wiele informacji na temat tego wyjątkowego płatka śniegu, jakim był nieznany dotąd świat. Nowy rocznik dopiero się zaczął, ludzie byli spragnieni zabawy, a sam nie mogłem doczekać się, aż ponownie wskoczę w imprezowy rytm, dając sobie odpocząć od wszystkich zmartwień.
W międzyczasie oczywiście... zdążyłem wpaść na jakąś osobę, przewróciłem oczami, uśmiechając się niedbale i pomagając jej wstać. Dziewczyna była dużo niższa ode mnie, jej oczy krążyły niespokojnie po całej sali, wyglądała bardziej na dziewczynkę niż kobietę. 
— Przepraszam najmocniej, nie zauważyłem panienki. Czy mogę jakoś wynagrodzić moje niedbalstwo? — spytałem z wystudiowaną elegancją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz