Od Adama

Impreza zaczynała się powoli rozkręcać, a ja zaczynałem rozumieć, dlaczego zaproszenia były tak lakoniczne. Obca kultura? Nieznana cywilizacja? Nie znajdywałem odpowiednich określeń na taką sytuację, orientowałem się jedynie, że powoli wszystko zaczynało krążyć wokół siebie. Wielkie skupisko ludzi w głównej sali balowej stanowiło zbitą masę, wybuchową mieszaninę, która tylko czekała, żeby przypomnieć o różnicach rasowych, społecznych czy chociażby finansowych. Przewracałem oczami, widząc niedbałe ruchy dłoni i pokraczne próby poruszania się panien na szpilkach. Zgrywanie figlarnych, aczkolwiek obeznanych w towarzystwie kobiet wyglądało jak komiczna próba dostosowania się do nowej sytuacji. W teorii czego chcieć więcej. W praktyce? Udawanie kogoś kimś się nie jest wymaga praktyki, a brak doświadczenia jedynie eksponuje wady. 
Poprawiłem rękawy marynarki, zanim rozejrzałem się za kelnerem lub czymkolwiek na jego wzór. Skoro oddałem bachory w ręce potencjalnych istot o wrogich zamiarach (a może wino jest zatrute, powietrze skażone, a my wszyscy zaraz umrzemy?), mogłem w spokoju zająć się redukowaniem liczby procentów w otoczeniu. 
A niechby nawet mi ich nie zwracali, formularze i papiery, że przyszli do szkoły mam, kasę z funduszu stypendialnego ciągnąć mogę, nic tylko rzucić się wszystko i wyjechać w Góry Niczyje. 
Rozejrzałem się wokoło, obserwując uważnie nowe zamieszanie, tym razem spowodowane organizatorami imprezy. Już po chwili pokaz tańca został uznany za zakończony, a goście rozpoczęli poszukiwania partnera lub partnerki. Machnąłem dłonią na zmuszanie ludzi do wykonywania czynności, w której niekoniecznie są dobrzy, za to udałem się na poszukiwanie jakiejkolwiek damy w opałach, skłonnej do zatańczenia.
W tłumie nadal migały mi twarze moich uczniów.
W końcu przystanąłem przed pierwszą, losową osobą, wyciągając dłoń i kłaniając się nieco. 
— Witam, czy mogę prosić do tańca? — zapytałem uprzejmie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz