Od Vanili

Nagle ktoś na mnie wpadł. Spadłam na ziemię, na szczęście nie zrobiłam sobie krzywdy. Miałam zamiar się podnieść i uświadomić drogiemu panu, że uważa się, gdzie się chodzi, lecz ten podał mi rękę i pomógł mi wstać. Był bardzo wysoki. Tak, naprawdę wysoki. Kojarzyłam go ze szkoły. Nazywał się Dexter i był w samorządzie. Jeden z tych dwóch, co ostatnio mieli kłótnie i to chyba jego ugryzł jakiś smok, przez co leżał w szpitalu. Tak, dobrze było mieszkać z Herą, przynajmniej byłam poinformowana o wszystkich plotkach. Zadarłam głowę do góry, gdy usłyszałam nad sobą głos:
— Przepraszam najmocniej, nie zauważyłem panienki. Czy mogę jakoś wynagrodzić moje niedbalstwo? — spytał oficjalnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, otrzepałam niewidoczny (i raczej nieistniejący) kurz z ognistej sukienki i uśmiechnęłam się szeroko. Miałam coś powiedzieć, lecz przeszkodziła mi muzyka i ktoś, kto się na mnie pchał, by usunąć się ze środka sali.
— Ależ oczywiście — powiedziałam, wyczuwając, że po pierwszym tańcu wszyscy rzucą się, aby szukać par. — Możesz ze mną zatańczyć, i tak Fomy jeszcze nie ma. — Uśmiechnęłam się, spoglądając na czarnowłosego. Dlaczego był tak wysoki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz