— Jak wrażenia? — spytała, posyłając mi swój firmowy, łagodny, Pelciowy uśmieszek, który był niczym miód na połamane i rozkołatane serce. Poprawiłem łapy pod stołem, byle nikogo nie szturchnąć, to chyba był mój priorytet na ten moment.
Jak wrażenia? Nie było wystrzałowo, fajerwerki jeszcze mnie nie dopadły, towarzystwo jakoś mnie omijało i się krzywiło [powróćmy pamięcią do drogiej damy, która prawie zeszła na zawał, gdy spostrzegła modrego, potężnego stwora].
Źle też nie było, nie miałem na co narzekać. Papu było dobre, tańce śmieszne, a cała uroczystość była niezwykle dostojna. Do tego wygląd sali, zachwycający, zapierający dech w piersiach.
Mimo wszystko musiałem przyznać, że nawet tak piękne widoki, musiały odstąpić miejsca pewnej personie...
— Jest dobrze. Po prostu. — Uśmiechnąłem się szeroko, dziubdziając widelcem w dziwnej potrawce. Mam nadzieję, że na mnie nie skoczy. — A tobie? Jak się podoba?
Rozglądnąłem się po sali, przeskakiwałem wzrokiem z osoby na osobę, mimo że powinienem zerkać na białowłosą damulkę, która spokojnie siedziała u mego boku.
"Panie proszą panów".
Oh nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz