Cisza. Dosyć dłużąca się cisza, ja patrząca prosto w brązowe oczy młodszej dziewczyny z podniesioną brwią, ona ewidentnie zestresowana i uciekająca wzrokiem. Westchnęłam. No dalej, czekam na odpowiedź, kochanie.
— Przepraszam... — mruknęła, przeciągając słowo. O nie, tylko tego nie rób, proszę. Nie wyglądasz na pięciolatkę. — Wymsknęło mi się. — Uf. — Nie chciałam. — I znowu. Znowu, tak bardzo dziecinnie, przeciągnęła słowo.
Na moją twarz wypłynął dosyć sztuczny uśmiech, skinęłam głową i gdy już chciałam obrócić się na pięcie, by poszukać kogoś ciekawego do pary, zaczęła mówić. Niepewnie, bardzo, ale to bardzo przestraszona. Jestem aż taka straszna dla młodszych osób? Spojrzałam na nią, i tym razem ze zdecydowanie przyjaźniejszym uśmiechem, przekrzywiłam głowę ciekawsko.
— Nie widziała pani może wysokiego, czarnowłosego i przystojnego trzydziestolatka, ubranego w czarny garnitur? Ma grzywkę opadającą na jedno oko — zapytała, a ja ściągnęłam brwi w konsternacji. Czyżby Dexter był taki popularny? Ale hej, on przecież dopiero co skończył dwadzieścia lat, niemożliwe, żeby nagle przybyło mu dodatkowe dziesięć.
— Znam tylko jednego wysokiego szatyna, ale do trzydziestki mu troszkę zostało — stwierdziłam. — No i jest już zajęty — dodałam po chwili, puszczając do niej oko. Oho, chyba zbliżają się tańce, sądząc po małym zamieszaniu, które właśnie zaczęło się tworzyć. — A teraz pani wybaczy, idę poszukać kogoś do pary. — Dygnęłam. — Powodzenia w szukaniu! — I takimi słowami, odwróciłam się zwinnie, po czym ruszyłam przez zdezorientowany tłum. No, no, książę, gdzie jesteś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz