Po ogłoszeniu władcy dotyczącym tańca zobaczyłem kierującą się w moją stronę dziewczynę. Nie do końca wiedziałem czy idzie konkretnie do mnie, czy do jakiegoś innego jegomościa, chociaż nie sądzę, żeby chciała tańczyć konkretnie ze mną. W końcu nie za wiele znajdzie się osób, które z własnej nieprzymuszonej woli zechcą ze mną zatańczyć.
— Witam. Czy uczyniłby pan mi ten zaszczyt i zatańczyłby pan ze mną?
Uśmiechnąłem się do niej, o ile można to tak nazwać, dawno tego nie robiłem, więc ten gest mimiczny raczej wyglądał jak grymas, ale liczą się chęci.
— Oczywiście, madame — odparłem pogodnie, cóż, chyba towarzystwo pijanych osób nie za bardzo mi sprzyja.
Po wypowiedzeniu tych słów chciałem szybko wstać i odejść od suto zastawionego stołu, ale niestety coś chyba nie wyszło. Mianowicie krzesło, na którym raczyłem umieścić swoje szanowne cztery litery, postanowiło ni stąd, ni zowąd przetestować swoje możliwości lotnicze i poleciało do tyłu. Na szczęście zdołałem je chwycić tuż przed tym, jak głośno gruchnęło o podłogę i ostrożnie postawiłem je przy stole. Niestety przez to sytuacja stała się lekko niezręczna, ale miałem nadzieję, że lekko ją załagodziłem, odchodząc od winowajcy tego zdarzenia i podchodząc do dziewczyny. Dopiero teraz przyjrzałem się jej dokładniej. Jej długie zielono-pomarańczowe włosy spływały falami na plecy, lekko się zakręcając na całej długości. Na jej twarzy widać było kilka kolczyków i charakterystyczne jadowite oczy, które wydawało mi się, że spoglądały na mnie z lekkim rozbawieniem. Miała na sobie czarną sukienkę, więc szczerze mówiąc, mogła później skoczyć na jakiś pogrzeb w okolicy. Chwyciłem ją za bladą jak nieotynkowana ściana dłoń i ruszyliśmy do ustawiających się par.
— A tak ogólnie, to pani wie jak to się tańczy? Bo przyznam, że ja nie mam pojęcia jak — powiedziałem do dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz