I oto leci na mnie panienka. Niższa ode mnie, burza brązowych pasm i lśniące oczy o tym samym kolorze, jednak o innym odcieniu, trochę głębsze, ciemniejsze. Foma, ty cholerny, nieogarnięty nieogarze, jak możesz, łap ją, pomóż damie w potrzebie, nawet jeżeli jesteś gejem. Kremowa suknia faluje, a ona leci, i leci, i czas jakby zwalnia...
Złapałem dziewczynę, po czym zwinnie postawiłem ją na nogach.
— Niech panienka uważa, dużo ludzi, trzeba mieć oczy dookoła głowy — szepnąłem do jej ucha, pochylając się. — I pilnować nóżki, wszędzie długie suknie, głupio by było, gdyby jakaś szurnięta dama rzuciłaby się na panienkę, bo panienka stanęła na jakże drogiej sukni.
A przy okazji cały czas szukałem czarnych włosów, drapieżnego chodu i szmaragdowych oczu. Cholero jedna, masz dwa metry, dlaczego tak trudno ciebie znaleźć w tym tłumie?
Powróciłem do rzeczywistości, gwałtownie zabierając dłoń z ramienia dziewczyny, bo w końcu zaczęłoby to źle wyglądać. I po prostu nie wypadało.
— Jeżeli wolno zapytać, jakie panienki imię? — zapytałem, uśmiechając się przyjaźnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz