Od Youkami

Uniosłam głowę znad poduszki. Tej nocy miałam dziwne sny, przez co,  jeszcze bardziej niż zwykle, się nie wyspałam. Wieczne uczucie zmęczenia wdało mi się we znaki. Wstałam i chcąc zaścielić łóżko, podniosłam podgłówek. List. Zapominając o wcześniejszym zamiarze, usiadłam na meblu, a papier oprawiony w białą kopertę wzięłam w ręce. Otworzyłam i zaczęłam czytać. Zanim jednak skończyłam pierwszą linijkę, do pokoju wszedł mój... wychowawca, jeśli tak to mogę nazwać, po czym zabrał mi pismo. Sam przeczytał, następnie wyszczerzył się w uśmiechu.
— Moja droga Yokuś, wybierasz się na bal — roześmiał się.


Westchnęłam, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Nie chciałam iść na przyjęcie — nie znam tam praktycznie nikogo poza watahą. Ba, nie wiedziałam nawet z jakiej okazji był on organizowany. List, który miałam, zabrał mi Nico, więc nie zdążyłam doczytać. Wizja darmowego jedzenia i alkoholu też nie robiła na mnie specjalnie wrażenia. Spuściłam głowę. Postać w lustrze także to zrobiła — w końcu była, jest i będzie mną. Przejechałam delikatnie po, już ubranej, sukience. Nie była może najlepsza na bale, ale zdecydowanie bardziej pasowała niż zestawu spodnie-koszulka, jeśli o dziewczynie mówić. Czarny kot przyglądał się jej z kąta pomieszczenia. Wolał, żebym poszła w dwa wieki wcześniej uszytym przez niego kimonie. Było ono jednak już znacznie za małe na moje ciało, przez ten czas zdążyłam wyrosnąć, nie wyglądam już jak dziewięciolatka. Kot doskonale to rozumiał. Z zamyślenia obudził go mój głos. 
— Muszę...? — cicho spytałam, patrząc szarymi oczami na zwierzę. 
To tylko pokiwało łbem. Lekko zaczęłam tarmosić swoje wilcze uszy. Boję się tłumów. Prawdopodobnie i tak przesiedzę całą imprezę pod ścianą, gapiąc się na innych. Denerwując się, złapałam delikatnie za skrawek niebiesko-czarnej sukienki, sięgającą nieco za kolana. Musiała ona być taka o — zawsze to lepiej ukryć przed ludźmi ogon. Kto wie, co im do głowy wpadnie. Jeszcze raz spojrzałam na postać w lustrze. W sumie nie jest tak źle. No dobrze. No to... chodźmy...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz