Od Adama

Zgromiłem wzrokiem dzieciarnię, która oczywiście musiała spóźnić się na zbiórkę. Mogłem się tego spodziewać, ostatecznie nie należeli do najbardziej rozgarniętych istot humanoidalnych we wszechświecie, ale spodziewałem się po nich czegoś lepszego. Z jednej strony wystrojone panny, wyglądające jak malowane i wyjęte z obrazków jakichś artystów z Valentine. Przyozdobione dostojnie biżuterią, prawie się uginały pod ciężarem złotych naszyjników, szmaragdowych kolczyków czy syrenich korali. Z drugiej strony... Cóż, wystarczyło powiedzieć, że różnice społeczne między uczniami jeszcze nigdy nie były tak wyraźne.
Ruszyliśmy zwartą grupą przez portal, gdy w końcu ostatnie wymalowane pannice łaskawie zeszły na miejsce. Wylądowaliśmy po drugiej stronie, a potem oddałem moją dzieciarnię w błogosławione dłonie przewodniczki. Jeżeli o mnie chodzi, to za to mógłbym jej nawet dopłacić.
Poprawiłem granatowy krawat, dobrany do koloru marynarki. Wygładziłem wierzchem dłoni kilka fałdek na kamizelce i odetchnąłem w końcu, wchodząc do olbrzymiej sali. Atmosfera była niesamowita, wokół mnóstwo ludzi, a z każdą chwilą wszyscy coraz bardziej zaczynali się mieszać, jakby parę osób już dawno miało za kołnierzem kilka litrów. Rozejrzałem się wokoło, zastanawiając z kim nawiązać pierwszą znajomość. Ostatecznie... razem piło się lepiej, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz