— Z chęcią — odparła szybko dziewczyna. Wyglądała na zadowoloną, przystosowaną do sytuacji i gotową do wszczynania awantur w dogodnym dla niej momencie, czyli jak wszystkie kobiety, pewnie właśnie nastawiała się na polowanie. Tylko nadal nie wiedziałem, czy szukała siniaka, czy jednak uprzejmej konwersacji i fałszywego uśmiechu.
Ruszyliśmy w kierunku stołów, starałem się w międzyczasie obserwować towarzystwo, które krążyło wokół siebie jak muchy do miodu, choć pierwsze osoby zaczynały już odpadać. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, widząc bezwładne ciało profesora od sztuk artystycznych, które ciągnął Foma ze Smerfem. Chwilę później Dexter złapał źródło swojej irytacji i jedynego sensu istnienia za rękę, ciągnąc w tylko sobie znanym kierunku.
Podczas gdy panienka zapatrywała się na wszystkich, zgarnąłem od kelnera, sługi czy jak oni ich tutaj nazywają dwa kieliszki dziwnego płynu. Zielony nie wyglądał zbyt dobrze, ale nie mógł smakować aż tak źle, prawda?
— Jak wrażenia z dzisiejszego balu? — zapytała dziewczyna, krzywiąc się lekko. Pociągnąłem pierwszy łyk, poprawiając dyskretnie rękawiczki.
— Dużo ludzi, zdecydowanie dużo ludzi, nieludzi chyba jeszcze więcej — odpowiedziałem szybko, rozglądając się po tłumie. — Dziwne tańce, dziwne zwyczaje, dziwne jedzenie, ale ciekawa kultura. A jak pani się bawiła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz